No No No Lyrics: Lyrics from a snippet / Shower water hit that black skin, your friend alive for you (Alive for you) / Air dry, let me suck that
Whatever you selling, I'm a sick joke. My president's a felon, and I can't cope. I'm in love with the pain. So I stick, poke with my kinfolk. Gimme drink, smoke. Whatever you selling, I'm a sick joke. My president's a felon, and I can't cope. I'm in love with the pain. We taking on the system 'cause it broke, woo!
Dla wielu z nas Lista Przebojów Trójki była początkiem wielkiej i pięknej przygody z muzyką. Dla nas, 30-40-latków i starszych to w zasadzie stały element muzycznego krajobrazu naszego kraju. Po raz pierwszy Marek Niedźwiedzki poprowadził Listę 24 kwietnia 1982 roku. Było to równo 35 lat temu. W podziękowaniu za te wszystkie lata, pełne wspaniałych piosenek i cudownych emocji oraz z nadzieją na wiele, wiele kolejnych… najlepsze piosenki z Listy Przebojów Trójki. 14. ABC – „Look Of Love” Lista Przebojów Trójki ma kilka charakterystycznych dżingli (o innych będzie poniżej), ale chyba najbardziej z notowaniami kojarzy się instrumentalne „Look Of Love”, pojawiające się na początku każdej listy. Pochodzący z debiutanckiego albumu ABC kawałek pozostał największym hitem angielskiej synthpopowej formacji. Utwór zainspirowany był rozstaniem wokalisty Martina Frya z ukochaną osobą. – To numer o tym, jak dostajesz w pysk od kogoś, kogo kochasz i jakoś musisz znaleźć sens w życiu – wyjaśniał. ABC - The Look Of Love (Official Video) 13. Jon and Vangelis – „I’ll Find My Way Home” „I’ll Find My Way Home” to pierwszy numer jeden Listy Przebojów Trójki. Właśnie kompozycja Jona Andersona (tego z Yes) i Vangelisa (tego od ścieżki dźwiękowej do „Łowcy androidów”) zwyciężyła w pierwszym notowaniu. Druga lokata przypadła wówczas Maanam i ich „O! Nie rób tyle hałasu”. Kompozycja „I’ll Find My Way Home” dziś raczej nie jawi się jako hit, ale w 1982 była przebojem nie tylko w Trójce. Dotarła też do 1. miejsca w Szwajcarii, 2. w Holandii i 3. w Belgii. Jon And Vangelis - I'll Find My Way Home (1981) 12. Yes – „Into the Lens” Skoro już jesteśmy przy Yes. Utwór „Into the Lens” zna każdy słuchacz Listy Przebojów Trójki, a przynajmniej jego fragment. Powtórzony perkusyjny motyw towarzyszy każdej premierze notowania (niecierpliwi niech przewiną do około 5:00 minuty, ale polecamy wysłuchać w całości tego progresywnego klasyka). W roli wokalisty Trevor Horn, który zajął miejsce Jona Andersona. Yes - Into The Lens (Official Music Video) 11. Gotye – „Somebody That I Used to Know” Pamiętacie jeszcze Gotye? Jak przez mgłę, co? No, ale był to hicior hiciorów. Także na Liście Przebojów Trójki, gdzie piosenka z gościnnym udziałem Nowozelandki, Kimbry nadal trzyma rekord największej liczby tygodni na 1. miejscu. Łącznie plumkająca piosenka „Somebody That I Used to Know” spędziła na szycie 18 tygodni. Piosenka – podobnie jak „Look of Love” – traktuje o rozstaniu. – Nie było to może paskudne rozstanie, ale niedobre – wspominał belgijski muzyk. – Krzywdziliśmy się bardziej niż musieliśmy, pewnie dlatego, że nie było to czyste rozstanie. Było jak w refrenie. Po prostu oboje zaczęliśmy rozumieć, że musimy iść w życiu dalej i od tamtej pory się nie widzieliśmy. Gotye - Somebody That I Used To Know (feat. Kimbra) [Official Music Video] 10. Archive – „Again” O ile Gotye mnie osobiście nie kojarzy się bezpośrednio z LP3, tak „Again” już bardzo. Zresztą nie tylko z Listą Przebojów, co z Trójką w ogóle. Skądinąd znakomity utwór i dowód na to, że Polacy lubią progresywne granie i rozbudowane kompozycje. Numer Archive to inny rekordzista – najwięcej tygodni na liście łącznie z poczekalnią. Trwający ponad 16 minut utwór przez 79 tygodni nie spadał z notowania. Czyli mniej więcej tyle ile trwają dwie ciąże u kobiety 😉 Na liście najczęściej prezentowana była skrócona, trzyminutowa wersja, ale zdarzały się przypadki, że można było usłyszeć całość. Ciekawostka, wcześniej rekord należał do Beverley Craven i jej „Promise Me”. Archive - Again (Long Version) ; 2011 9. Hey – „Ja sowa” Grupa Hey może poszczycić się dwoma rekordami. Po pierwsze mieli dotąd najwięcej utworów na pierwszym miejscu (21), po drugie jako wykonawca spędzili najwięcej tygodni na szczycie (54). Na najwyższą lokatę dotarły numery: „Moja i twoja nadzieja” (z Edytą Bartosiewicz), „Dreams”, „Teksański”, „Misie”, „Is It Strange”, „Ja sowa”, „Anioł”, „List”, „Moja i twoja nadzieja ’97” (z Gośćmi), „4 pory”, „Cisza, ja i czas”, „Cudzoziemka w raju kobiet”, „Muka!”, „Mru-mru”, „Mimo wszystko”, „Byłabym”, „Kto tam? Kto jest w środku?”, „Faza delta”, „Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan”, „Prędko, prędzej”, „Historie”. Lubimy stary Hey (ten nowy zresztą też), poza tym to sentymentalny tekst, więc powspominamy sobie sobie grunge’owe, ciężkie, nieco mroczne „Ja sowa”. 8. Basia – „Cruising For Bruising” Lista Przebojów Trójki to przede wszystkim Marek Niedźwiedzki. Nie przeczymy, Piotr Baron czy Piotr Metz też sobie nieźle radzą, ale jednak to ponad wszystko pan Marek. A jak pan Marek to pani Basia. Nie wiem, czy jest w tym kraju osoba, która nie łączy tych osób ze sobą. Barbara Trzetrzelewska miała na Liście około 30 piosenek, w tym wyjątkowej urody, melancholijną „Cruising For Bruising”. Kolejny utwór o gasnącej miłości. 7. Ørganek – „Wiosna” W miniony piątek, 21 kwietnia, odbyło się jubileuszowe notowanie (z okazji 35-lecia). Pierwsze miejsce zajął Ørganek (fani Depeche Mode się za mało zmobilizowali;) i jego dzika „Wiosna”. „Wiosna” to Ørganek, jakiego kochamy. Mocny, motoryczny, z brudną gitarą, fajnym riffem (trochę jak Foo Fighters). Rzecz idealna na koncerty. Klip powstał z materiałów nadesłanych przez fanów. Organek - Wiosna (official video) 6. Sting – „A Thousand Years” „A Thousand Years” było zwycięzcą innego jubileuszowego notowania. Piosenka Stinga znalazła się na szczycie, podczas tysięcznej Listy Przebojów z dnia 30 marca 2001 roku. Można powiedzieć, że to klasyczny Sting. Balladowy, delikatnie snujący się, z orientalnymi elementami. 5. Republika – „Tak długo czekam (ciało)” Największą mobilizacją w historii Listy Przebojów Trójki wykazali się fani Republiki. Numer „Tak długo czekam (Ciało)” wykonał największy skok awansując z 32. pozycji na 1. Fantastycznie zimny, podskórnie niepokojący numer. Republika - Tak długo czekam (ciało) (z albumu "Koncerty w Trójce vol. 13 - Republika") 4. Ultravox – „The Ascent” Jeszcze jeden charakterystyczny dla Listy Przebojów Trójki utwór, a dokładnie dwa utwory. Połączony koniec „The Ascent” i początek „Your Name” Ultravox tworzą dżingel, otwierający każde wydanie audycji. Piękne, wspaniałe new romantic. Ultravox - The Ascent (Rage in Eden, 1981) 3. Maanam – „Wyjątkowo zimny maj” Najwięcej, bo aż 70 utworów na Liście miał zespół Maanam. Jednym z nich był „Wyjątkowo zimny maj”. Ponieważ mieliśmy wyjątkowo zimny kwiecień, wybierając tę piosenkę mamy nadzieję, że jakoś zaklniemy rzeczywistość i maj będzie upalny. Więcej o numerze, który spędził 14 tygodni na liście i innych Maanamu przeczytacie w tekście „Maanam: 17 najlepszych piosenek”. Maanam - Wyjątkowo Zimny Maj [Official Music Video] 2. Sinead O’Connor – „Nothing Compares 2 U” „Zaledwie” 7 tygodni na pierwszym miejscu, łącznie 50 tygodni na liście. Nie mam pojęcia dlaczego, ale właśnie ten pełen emocji, skrzący smyczkowymi aranżacjami utwór w wykonaniu Sinead O’Connor mnie osobiście najbardziej kojarzy się z Listą Przebojów Trójki. Z słuchaniem kolejnych notowań na radiu Diora Amator z zielonym podświetleniem, z głosowaniem na kratkach pocztowych. Autorem utworu był Prince, ale to Irlandka zrobiła z niego światowy hit (numer 1 w 17 krajach, w USA numer 1 całego 1990 roku). Nikogo nie zaskoczymy, że to również piosenka o rozstaniu. SINEAD 'O'CONNOR - NOTHING COMPARES 2 U ( 1990 ) TRADUÇÃO - LEGENDA 1. Lao Che – „Wojenka” „Wojenka” to – zaraz po hicie Gotye – drugi utwór, który spędził najwięcej tygodni na pierwszym miejscu Listy Przebojów Trójki. Singel promuje płytę „Dzieciom” Lao Che. W utworze ojciec barwnie i sugestywnie tłumaczy córce, czym jest wojna. Piosenka zadebiutowała na 1. miejscu z pomięciem poczekalni. – Właściwie prawie każdy w zespole będąc już nastolatkiem słuchał Trójki i listy przebojów – mówią muzycy Lao Che. – Mniej lub bardziej śledziliśmy notowania. Do tej pory jest to jedyna lista przebojów na którą zwracamy uwagę, na której zmiany i pozycje lidera są dla nas interesujące. Kiedy „Wojenka” gościła długie tygodnie na pierwszym miejscu listy było do nas niezwykle przyjemne. Z jednej strony była to weryfikacja, że praca która została włożona przez nas w powstanie tej płyty została doceniona przez słuchaczy, z drugiej zaś strony sami poczuliśmy jak to jest być na miejscu pierwszym i z ciekawością śledzić ile tygodni piosenka na tym miejscu się utrzyma.
She's no you, oh no! I'm satisfied with the one I got. Cause you're all the girl that I ever dreamed. She's only a picture on a magazine. She's no you. She's no you. And no one's ever gonna get to me, oh. The way you do, now baby can't you see? That you're the one, the only one, who's ever made me feel this way.
50. The National Turtleneck Tak brudnego, garażowego rocka The National nam jeszcze nie sprezentowali. Samego siebie w utworze przechodzi Berninger, którego wokal jest pełen złości, agresji, niezadowolenia. Jego wykonanie nie powinno dziwić. Piosenka, w której padają takie słowa jak just another man, in shitty suits, everybody’s cheering for, jest jego reakcją na wyniki wyborów prezydenckich w USA. Mimo politycznego wydźwięku, którego – szczerze mówiąc – mam już po dziurki w nosie, „Turtleneck” należy do moich ulubionych momentów płyty. 49. Dan Auerbach Cherrybomb Sporo na drugim solowym albumie wokalisty znanego z The Black Keys wpadających w ucho piosenek. Pozazdrościć mu tego mógłby niejeden marzący o przebojach wykonawca. Moim ulubionym momentem płyty jest flirtujące z funkiem „Cherrybomb” o dziewczynie sweeter than an apple pie, która zniknęła z życia podmiotu lirycznego, gdy tylko skończyły mu się pieniądze. 48. Jessie Ware Stay Awake, Wait For Me Na swoim trzecim studyjnym albumie („Glasshouse”) brytyjska wokalistka pokazała nam się z cieplejszej, jeszcze bardziej kobiecej strony. Idealnym tego przykładem jest pełna klasy, flirtująca z pościelowym r&b piosenka „Stay Awake, Wait For Me”. 47. Sevdaliza Do You Feel Real Debiutancki longplay Sevdalizy to kopalnia równych, podobnych kompozycji, tworzących spójny, zimny muzyczny krajobraz. Z tego znakomitego zbioru wyróżnia się „Do You Feel Real”, które jest bardziej przerywnikiem niż całą kompozycją. Ale za to przecinkiem bardzo wyrazistytm, o gęstej, niepokojącej aranżacji i gadającej Sevdalizie. Welcoming my anxiety. 46. DJ Khaled x Rihanna x Bryson Tiller Wild Thoughts Lato musi mieć konkretną muzyczną oprawę. Chociaż w poprzednich larach moimi wakacyjnymi przebojami stawały się „What Went Down” Foals czy „Demons” The National, w 2017 o to miano z „Shine on Me” Dana Auerbacha zaciekle walczyło „Wild Thoughts”. Ta współpraca DJ’a Khaleda, Rihanny i Brysona Tillera (łącząca r&b z elementami latino) to idealna propozycja na upalne lipcowe wieczory. 45. Cameron Avery Big Town Girl W wielu nagraniach z albumu „Ripe Dreams, Pipe Dreams” Cameron Avery bardziej uwodzi i czaruje swoim niskim, głębokim głosem. „Big Town Girl” ujęło mnie jednak czymś zupełnie innym. W tej kompozycji jest coś rozczulającego. Łatwo poczuć, jakby śpiewający z uczuciem Cameron kierował słowa utworu do każdej big town girl, która trafiła na to nagranie. I za to duży plus. 44. P!nk You Get My Love Chociaż amerykańska wokalistka P!nk kojarzy się głównie z żywiołowymi utworami z pogranicza popu i rocka, nieraz udowodniła, że potrafi tworzyć ściskające serce ballady. Zachwyca przede wszystkim „You Get My Love” – poruszające, rewelacyjnie zaśpiewane, kojarzące mi się z twórczością Alicii Keys nagranie zamykające album „Beautiful Trauma”. 43. King Krule Czech One Po tym jednym utworze wiedziałam, że płyty młodego Brytyjczyka sobie nie odpuszczę. W singlowym “Czech One” łączy on minimalistyczny jazz z powolną recytacją. Nagranie jest słodko-gorzką, miłosną opowieścią o bardzo enigmatycznej melodii i sennej aurze. 42. Daughter Burn It Down Brytyjskie indie-ambientowo-dream popowe trio stanęło przed wyzwaniem przygotowania soundtracku do gry „Life is Strange: Before the Storm”. Zespół kojarzył mi się dotąd z łagodną, smutną muzyką. „Burn It Down” utrzymane jest w nieradosnym nastroju, ale w samym utworze więcej jest dramatyzmu i nerwów niż we wszystkich starszych nagraniach tria razem wziętych. 41. Depeche Mode Where’s the Revolution Po wysłuchaniu powrotnego singla Depeche Mode czuje się ciarki na całym ciele. To utwór pełen mocy. Muzycznie – nic nowego. Sporo elektroniki, zmian tempa, charakterystycznego wokalu Gahana. Świetnie wypada warstwa liryczna, otwarcie uderzająca w polityczne tony i nawołująca do działania: Where’s the revolution? Come on people, you’re letting me down. Pytanie, po której ze stron opowiada się trio. Z numeru ciężko to wyczytać. Koniec końców każdy może poczuć się podburzanym do walki o lepsze jutro. 40. The Shins Mildenhall Indie folkowe „Mildenhall” jest piosenką aż bezczelnie wakacyjną. Takie dźwięki chętnie u mnie grają w letnim okresie, ale nie mam zespołowi za złe, że podzielili się nią na początku roku. Ostatnio tak odprężona byłam, gdy w uszy wpadło mi nagranie „Muchacho” Kings of Leon. 39. Cara Delevingne I Feel Everything Kiedy zaczyna się wydawać, że modelka i aktorka Cara Delevingne wyskakuje z każdej lodówki, ona postanawia zrobić coś, co skupi na niej jeszcze większą uwagę. Wymyśliła sobie, że zostanie piosenkarką. Jej muzycznym debiutem jest utwór „I Feel Everything”, za produkcję którego odpowiada Pharrell Williams. Nie ma się czego bać. To porządna, oldskulowa robota. Minimalistyczny numer, oparty raz na dźwiękach trąbki, raz gitary elektrycznej. I nawet wokale przyzwoicie brzmią. 38. Chelsea Wolfe Twin Fawn Na swojej najnowszej płycie „Hiss Spun” amerykańska wiedźma numer jeden bawi się tempem. Najbardziej żongluje i zaskakuje nim w „Twin Fawn”, proponując nam niepokojącą kołysankę przeistaczającą się w konkretne rockowe łojenie, by po niedługiej chwili powrócić do korzeni. 37. Lana Del Rey Coachella – Woodstock in My Mind Z dużego grona ubiegłorocznych przeciętniaków sygnowanych nazwiskiem Del Rey najbardziej do gustu przypadło mi inspirowane trapem „Coachella – Woodstock in My Mind” – kompozycja pełna smutku i niepokoju, w której artystka wspomina swój pobyt na amerykańskim festiwalu (a konkretniej na koncercie Father John Misty’ego), podczas którego zdała sobie sprawę, jak kruchy może być pokój między państwami. Bo przecież o niczym innym na koncertach się nie myśli… 36. SZA x Kendrick Lamar Doves in the Wind Najbardziej wychillowana kompozycja w niedużej dyskografii amerykańskiej wokalistki Solány Imani Rowe? Nie widzę innego kandydata na miejsce „Doves in the Wind” – utworu, w którym gościnnie udziela się wyhypowany Kendrick Lamar. Powolne, zmysłowe nagranie oparte jest na oldskulowych, hip hopowych bitach. 35. The National Sleep Well Beast Każda kolejna płyta amerykańskiego „najsmutniejszego zespołu świata” jest zbiorem kompozycji albo dobrych, albo znakomitych. Z najnowszej najbardziej zauroczyło mnie nagranie tytułowe: rozmarzone, przytłumione, zahaczające o ambient „Sleep Well Beast”. Potrzeba czasu, by odpowiednio do nas dotarło, ale warto być cierpliwym. 34. Cigarettes After Sex Each Time You Fall in Love Mało jest tak równych płyt jak debiut zespołu ukrywającego się pod intrygującą, działającą na wyobraźnię nazwą Cigarettes After Sex. Mogłabym wypełnić ich numerami sporą część tego rankingu, lecz ograniczyłam się do swojego ulubionego nagrania, jakim jest mroczne „Each Time You Fall in Love”, w którym Gregory Gonzalez otwiera się przed nami bardziej i przyznaje, że nigdy nie był zadowolony ze swoich związków. 33. Kesha Spaceship Sporo na nowej płycie Keshy dobrych numerów, lecz tym moim numerem jeden jest „Spaceship”. Ten prosty, zaaranżowany na banjo i odznaczający się ładnymi chórkami numer posiada najlepszy tekst spośród wszystkich utworów Amerykanki. Lord knows this planet feels like a hopeless place. Thank God I’m going back home to outer space śpiewa wokalistka, dając nam do zrozumienia, że czuje się wyrzutkiem, który czeka na sposobność przedostania się do lepszego, szczęśliwszego świata. 32. Azealia Banks Chi Chi Nie rozumiem tej kobiety. Energię woli marnować na durne słowne przepychanki na Twitterze. Zraża do siebie prawie wszystkich. A w międzyczasie ogłasza, że koniec z rapowaniem. A potem powraca z singlem „Chi Chi” – ciemnym popisem nowoczesnego hip hopu. Jakże ciekawszym i bardziej zajmującym od tego, co obecnie króluje na amerykańskiej liście przebojów. „Chi Chi” to piosenka krótka, ale treściwa. Drugi krążek Banks może być naprawdę świetny. O ile w ogóle się ukaże… 31. Benjamin Clementine God Save the Jungle U brytyjskiego muzyka i poety Benjamina Clementine’a nigdy nie jest nudno. Każda kompozycja to nowa dźwiękowa przygoda. Jego najlepszą ubiegłoroczną premierą jest „God Save the Jungle” – nagranie duszne, niepokojące, w którym na pierwszy plan wysuwa się mocny, nieco obłąkany głos artysty. 30. Coldplay A L I E N S Nagranie „A L I E N S”, poruszające temat kryzysu migracyjnego, niezwykle zaskakuje. I chociaż zastanawiam się, w jakim innym świecie żyją członkowie zespołu, że wcielając się w tzw. uchodźców z taką łatwością i przekonaniem rzucają wersami w stylu we come in peace, we mean no harm, wszystko potrafię im wybaczyć dzięki tej kosmicznej aranżacji i intrygującej, wibrującej, elektronicznej melodii. 29. Ariel Pink Feels Like Heaven Długo nowy singiel amerykańskiego muzyka spędzał mi sen z powiek. Towarzyszyły mi myśli, że już to gdzieś słyszałam. Odpowiedzi postanowiłam szukać w latach 80., bo utwór artysty czerpie z nich pełnymi garściami. Okazało się, że nagranie Ariel Pink bazuje na pomyśle „(Feels Like) Heaven” szkockiego one-hit-wonder Fiction Factory. Nie jest to jednak cover, ale niezwykle relaksujący, bujający w obłokach z cukrowej waty remake. 28. Cameron Avery A Time and Place Na swym debiucie Avery nie daje po sobie poznać, że doświadczenie zdobywał w grupach specjalizujących się w psychodelicznym rocku czy elektronice. Do innej rzeczywistości przenosi już pierwsza propozycja z albumu Camerona, jaką jest „A Time and Place” – elegancka kompozycja o akustycznym wstępie, zwracająca także uwagę subtelnymi dęciakami. Pełna klasy, prosta piosenka, w którą szybko się wsiąka. 27. Shakira x Maluma Trap W 2016 roku wsiąkłam w ich wspólny utwór „Chantaje”. W 2017 o przyspieszone bicie serca przyprawił drugi efekt współpracy Shakiry i Malumy. „Trap” jest kolejną seksowną, zmysłową propozycją tej dwójki, nowocześnie patrzącą na latynoskie brzmienia. Tu łączą się one z pościelowym r&b, przecinanym w końcówce niesamowitą gitarą elektryczną. 26. Miguel Shockandawe Dziwaczne, naznaczone rockowymi naleciałościami „Shockandawe” zaciekawiło mnie na tyle, że postanowiłam zarezerwować sobie czas na dyskografię Miguela. Ilekroć jej słucham, zastanawiam się, ile butelek czegoś mocniejszego musiało się przez studio nagraniowe przewinąć. Miguel brzmi tak, jakby właśnie wrócił ze świetnej imprezy. 25. Lindstrøm x Jenny Hval Bungl (Like a Ghost) Twórczość norweskiego producenta niezbyt jest mi znana, a jego ubiegłoroczny krążek „It’s Alright Between Us As It Is” dość szybko odłożyłam. Jednak piosenka „Bungl (Like a Ghost)” od pierwszego usłyszenia zaczęła spędzać mi sen z powiek. Intrygujące, przecinane jazzowymi inspiracjami elektroniczne dźwięki świetnie komponują się z w dużej mierze gadającą Jenny Hval. 24. Kelly Clarkson Move You Niewiele amerykańska wokalistka ma piosenek, do których chciałoby mi się od czasu do czasu wrócić. Jeszcze mniej w jakikolwiek sposób mnie poruszyło. Spore trzęsienie ziemi w mojej głowie i sercu wywołał singiel “Move You” – power ballad o gospelowym sznycie traktująca o wpływie, jaki artystka chce na kogoś mieć. Niby optymistycznie, ale nad całością unosi się delikatny smutek. 23. St. Vincent Los Ageless Najbardziej intensywna, żarówiasta piosenka roku? Jestem w stanie się pod tą tezą podpisać. “Los Ageless” jest dynamicznym, pulsującym dyskotekowym światłem, seksownym numerem o błyszczącej, dance rockowo-elektronicznej aranżacji. Wpada w ucho bez problemu, zasłużenie dzierżąc tytuł najbardziej przebojowej kompozycji w dyskografii St. Vincent. 22. Beach House Chariot Dream popowy duet Beach House zrobił w 2017 roku swoim fanom niespodziankę i wydał pełen smaczków album “B-Sides and Rarities”. Mnie szczególnie zainteresowało niewydane wcześniej nagranie “Chariot”, celujące w rozlane, ciemne dźwięki ozdobione dojrzałymi, pełnymi gracji wokalizami Victorii Legrand. Całość kojarzy mi się z czasami, kiedy Goldfrapp wydawali album “Tales of Us”. 21. Angel Olsen Fly on Your Wall Także amerykańska wokalistka Angel Olsen postanowiła odświeżyć w 2017 roku swoje muzyczne archiwum. Na składance “Phases” umieściła piosenkę z sesji do krążka “My Woman”. “Fly on Your Wall” brzmi jak demo. Jest nieperfekcyjnie, ale za to szczerze i naturalnie. Angel swoim utworem przenosi nas w czasie o przeszło czterdzieści lat, proponując brzmienie surowe i przywodzące na myśl stare dokonania Leonarda Cohena. Czyżby osobliwy tribute? 20. Harry Styles Woman Zachwytów nad debiutanckimi nagraniami Harry’ego Stylesa ciąg dalszy. Po jego delikatnym obliczu, które ujawnił utwór “From the Dining Table” przyszła pora na coś zgoła innego. W rytmicznym, charakteryzującym się świetnymi gitarowymi partiami artysta pokazuje swoją zadziorną, lecz niepozbawioną nutki zmysłowości twarz. 19. SOHN Harbour SOHN kojarzył mi się dotąd z elektroniczno-soulową prostotą. Na albumie “Rennen” pozwala sobie na małe eksperymenty. Przykładem jest zamykające krążek nagranie “Harbour”, które zaskakuje swą budową i udowadnia, że SOHN lubi czasem pogłówkować. Tu łączy piękny, wykonywany a capella wstęp z intensywną końcówką, do której prowadzą powoli budujące napięcie dźwięki. 18. Asaf Avidan A Man Without a Name Pamiętacie jeszcze wokalistę, który kilka lat temu zdobył na pięć minut sławę dzięki remixowi „Reckoning Song (One Day)”? Ja szybko o Asafie Avidanie zapomniałam, trafiając na niego ponownie w październiku, kiedy przez przypadek w radiu usłyszałam ten utwór. Zaintrygował mnie ten głos. Byłam nawet przekonana, iż za kompozycję odpowiada jakaś debiutantka, będąca połączeniem Andry Day z Janis Joplin. Tymczasem za „A Man Without a Name” stoi facet, który odnalazł furtkę w czasie i zabrał nas w podróż do przełomu lat 60. i 70. Rasowy, bluesowy numer. 17. Sampha Plastic 100°C Otwierający album pięciominutowy numer „Plastic 100°C” początkowo nie przypadł mi do gustu, sprawiając wrażenie utworu, mającego być intrem, który odważnie rozciągnięto, by zapełnić jakoś miejsce na „Process”. Wystarczyło jednak kilka podejść, by ta mroczna propozycja zdobyła moje serce i miano najmocniejszego momentu wydawnictwa. 16. Jamiroquai Automaton Długo przechodziłam obojętnie obok muzyki mieszającego funk, acid jazz, dance i disco zespołu Jamiroquai. Nawet singiel zwiastujący nową, pierwszą od paru lat płytę początkowo kompletnie mnie nie ruszał. A potem poszło z górki… Nagranie “Automaton” szybko wpada w ucho, będąc przepełnioną futurystycznymi dźwiękami opowieścią o coraz bardziej zatracającym się w technologii świecie. Imprezowo, ale z nutką refleksji. 15. Austra 43 Meksyk od dawna jest miejscem zamieszkania Katie Stelmanis – wokalistki kanadyjskiej, mieszającej electro pop, synth pop i dark wave formacji Austra. Do wydarzeń mających miejsce w tym kraju (w 2014 roku po manifestacji w jednym z meksykańskich miast bez śladu zaginęło czterdziestu trzech studentów) nawiązuje osnuty mrokiem utwór “43”. 14. Coldplay All I Can Think About Is You Czy ten zespół po katastrofalnym albumie “A Head Full of Dreams” potrafi mnie jeszcze sobą zaintrygować? Okazuje się, że tak. Łącząca shoegaze i artystyczny rock piosenka “All I Can Think About Is You” (promująca epkę “Kaleidoscope”) sprawiła, że łezka się w oku zakręciła. Piękna namiastka starego Coldplay o klimacie (nieco psychodelii, trochę dreamy), którym chętnie się delektuję. 13. Cameron Avery Dance With Me Chłodny i nie okazujący emocji. Taki jest Avery w moim ulubionym numerze na jego solowej płycie – przegadanym, gęstym „Dance With Me”. Rytmiczna perkusja zdaje się wyznaczać kolejne kroki w tym hipnotycznym tańcu u boku artysty. Warto dać mu się zaprosić na parkiet i zawirować w przygaszonym świetle. 12. Fink Hard to See You Happy Bluesowa płyta “Fink’s Sunday Night Blues Club Vol. 1” była bez dwóch zdań ważnym wydarzeniem dla fanów brytyjskiego artysty. W tak mocno osadzonym w bluesie repertuarze go jeszcze nie słyszeliśmy. Z całego (niedużego) zestawu najbardziej zauroczyło mnie “Hard to See You Happy” – gorzka kompozycja o gęstej aranżacji, w której Fink dał sobie podkręcić głos, osiągając oldskulowy efekt. 11. Tiny Vipers Bywa, że zaintryguje okładka. Chociaż po niej nie powinno oceniać się muzyki, nie raz dzięki przyciągającej wzrok, dalekiej od kiczowatości grafice poznałam piosenkę czy nawet całą płytę, która namieszała w moim życiu. Choćby i na chwilę. Podobną historię dopisać mogę do singla „ amerykańskiej wokalistki ukrywającej się pod pseudonimem Tiny Vipers. Utwór jest ciężki, przytłaczający. Jesy pozwala, by jej ciche wokale docierały do nas zniekształcone, po przedzieraniu się nie tylko przez melodię, ale i odgłosy burzy czy trzaskającego ognia. 10. Loreen x Elliphant Jungle Szwedzka electropopowa wokalistka Loreen pięć lat temu podbiła Europę piosenką „Euphoria”, której, łagodnie mówiąc, kompletnie nie trawię. Nie byłam więc zmartwiona faktem, że na następcę albumu „Heal” czekaliśmy od 2012 roku. Smaka narobiła mi jednak epka „Nude”, promowana przez zmysłowy, ospały, sięgający po jamajskie brzmienia singiel „Jungle” z gościnnym udziałem Elliphant. Zrobiło się gorąco. Callin’ out for you to make me humble, make me humble 9. Imagine Dragons Believer Twórczość amerykańskiej grupy podzielić mogę na piosenki, które od miesięcy (bądź też lat) mi się nie nudzą, robiąc na mnie ciągle to samo dobre wrażenie; i na utwory, do których wracać mi się nie chce. Z ulgą przekonałam się, że nowy singiel Imagine Dragons, „Believer”, dołączy do „Gold” i „Warriors”. To kolejna mocna propozycja w dyskografii formacji, obdarzona refrenem (lubię ten wciśnięty pedał gazu w ich numerach) szybko wpadającym w ucho. Dodatkowym plusem kompozycji jest jej tekst traktujący o tym, że ból może pomóc nam stać się silniejszymi ludźmi. Let the bullets fly, oh let them rain. My life, my love, my drive, it comes from pain. 8. Sorority Noise Week 51 It hasn’t been a week since you’ve fell asleep. Didn’t say goodbye, couldn’t say goodnight cichym, przepełnionym smutkiem i żalem głosem zawodzi do mikrofonu Cameron Boucher – lider formacji Sorority Noise. Ich utwór „Week 51″ jest pięknym, powolnym i niezwykle delikatnym nagraniem traktującym o śmierci kogoś bliskiego. Warto w tym spokoju się zatracić. I’ve been feeling weak thinking about the ways I can continue. But I’ll wait and I’ll wait. 7. The Killers Some Kind of Love Nie sądziłam, że muzyka amerykańskiej formacji The Killers będzie w stanie tak mocno mną wstrząsnąć. Udaje się to tej niby niepozornej piosence “Some Kind of Love”. Oniryczne, rozmarzone, łączące delikatnego rocka z ambientem nagranie wzrusza i skrywa smutną historię – Brandon Flowers dedykuje utwór swojej żonie, która zmagała się z depresją. Can’t do this alone. We need you at home. There’s so much to see. We know that you’re strong. 6. Fink Day 22 Mój ulubiony wykonawca wydał w 2017 roku dwie nowe płyty. Idealna sprawa, prawda? Pewnie, że tak, choć nieco problemów sprawiło mi wybranie z tego zbioru kompozycji, która najbardziej przypadła mi do gustu. Stanęło na najmroczniejszym punkcie – powolnym “Day 22” o rozbudowanym instrumentarium. Let’s go through this again. First we do this and then we’ll be free of our earthly baggage. 5. Eliza Wide Eyed Fool Pamiętacie jeszcze tę młodą dziewczynę wykonującą skoczny kawałek „Skinny Genes”? To Eliza Doolittle, która postanowiła tchnąc życie w swoją upadającą karierę. Nowy rozdział zaczęła od przedstawiania się jedynie po imieniu i wydania singla „Wide Eyed Fool”. I to jakiego! Jest bardzo zmysłowy, ciepły, taki… niedzisiejszy. Taki soulujący kawałek zaaranżowany na pianino z powodzeniem wydać mogłaby Alicia Keys. Try a little more, a little harder, little stronger, even if my ideas don’t get past the mattress. 4. MGMT Little Dark Age Duet znany z hitów „Electric Feel” i „Kids” wyda w 2018 roku nowy album. Zapowiada go singiel, który po prostu musiał ukazać się w czasie poprzedzającym Halloween. „Little Dark Age” jest utworem łączącym wpływy indie rocka z synthpopem. Nad całością unosi się delikatny zapach gothic, a towarzyszące wyrazistemu, wibrującemu podkładowi wokale są niesamowicie puste, mechaniczne, zdehumanizowane. I grieve in stereo. The stereo sounds strange. I know that if you hide, it doesn’t go away. 3. Salvador Sobral Amor Pelos Dois Żadna piosenka w 2017 roku tak nie podzieliła ludzi, jak właśnie ta. Jedni płakali i mówili, jak takie spokojne „gówno” mogło wygrać Eurowizję. Inni chwalili i cieszyli się, że triumfowała muzyka pełna uczuć. Utrzymany w stylistyce jazzu i tradycyjnego popu kawałek chwyta za serce. Nie trzeba znać portugalskiego, by zorientować się, o czym Salvador opowiada. To smutna kompozycja o utraconej miłości. Piękna, ale strasznie przygnębiająca. Se o teu coração não quiser ceder, não sentir paixão, não quiser sofrer. 2. Lorde Writer in the Dark Lorde nie ma lepszej piosenki. Koniec. Kropka. Tą perłą w jej dyskografii jest prosta ballada „Writer in the Dark”, w której zachwycają mnie pełne emocji wokalizy Elli. I’ll love you ’til my breathing stops (…) I’ll find a way to be without you, babe śpiewa Lorde, sprawiając, że jej maska silnej kobiety z hukiem spadła na ziemię. Tak bezbronnej jej jeszcze nie słyszeliśmy. Coś magicznego. In our darkest hours, I stumbled on a secret power, I’ll find a way to be without you, babe. 1. Harry Styles Sign of the Times Gdyby ktoś mi powiedział, że będę mieć obsesję na punkcie debiutanckiego, solowego singla byłego członka One Direction… Życie lubi zaskakiwać. Harry Styles po rozpadzie boysbandu nabrał wiatru w żagle i nagrał piosenkę diametralnie inną od tego, czym jego zespół raczył nas na co dzień. „Sign of the Times” to wielki utwór. O podniosłym, rewelacyjnym refrenie. O wodospadzie emocji. O poruszającym tekście. No i o melodii, będącej ukłonem dla brytyjskiego rocka sprzed paru dekad. Wow. Wow. Wow. You can’t bribe the door on your way to the sky. You look pretty good down here. But you ain’t really good. Playlista z moimi ulubionymi utworami 2017 roku
W refrenie jest gwizdanie. Może jakiś zawodowiec wie co to za piosenka? 2009-05-05 23:04:48; jak się nazywa piosenka w której cały czas słychać gwizdanie? 2011-02-28 18:27:20; Nie wiecie jak nazywa się piosenka britney spiers w której słychać gwizdanie? najjj 2011-09-08 19:56:54
#dziendobry Drogie Wykopki, dzieciaczki, Juleczki, a pamiętacie 48. Konkurs Piosenki #eurowizja w 2003 roku? Możliwe, że nie, bo albo was na świecie nie było, albo raczkowałyście? oście?. Nasze "Ich Troje" z piosenką „Keine Grenzen" na 7 miejscu, ale nie to szczególnie wzbudzało emocje. Największe kontrowersje wzbudzał rosyjski duet #lgbt ze względu na to, że podczas występu na żywo istniało "ryzyko", że zaprezentują #homoseksualizm pocałunek. Cała Europa w szoku, powszechne oburzenie. Organizatorzy zapowiadali, że jeżeli podczas występu na żywo #rozowepaski dopuszczą się kontrowersyjnych zachowań (np. homoseksualnego pocałunku), ich prezentacja zostanie zastąpiona zapisem z próby generalnej. Irlandia i Wielka Brytania próbowało robić fikołki, aby TATU nie zwyciężyło w głosowaniach. Ogólna konsternacja, czasy, gdy w Europie jeszcze wielu ludzi pewne rzeczy szokowały. Taka #ciekawostki i #kartkazkalendarza W Polsce piosenki TATU #muzyka były hiciorami. I to prekursorem była Rosja, dzisiaj zakazująca promocji homoseksualizmu xD Później się okazało, że ten cały duet TATU, ta ich relacja homoseksualna została wymyślona i nie są lesbijkami, chociaż jedna z nich miała doświadczenia seksualne z kobietą. A 11 lat później Eurowizję wygrywa kobieta z brodą, austriacka drag queen. A wczoraj sobie Rafałek #brzozowski śpiewał #piosenka z #polska pokaż całość
Burna Boy - No no no - tekst piosenki, tłumaczenie piosenki i teledysk. Zobacz słowa utworu No no no wraz z teledyskiem i tłumaczeniem.
Singiel „Time” jest pierwszą zapowiedzią nowego materiału, którego premiera odbyła się 30 stycznia. Oprócz eterycznych wokali Kari, można w niej usłyszeć dźwięki prawdziwej harfy, przesterowanych gitar, ksylofonu a nawet gongi. Wszystko to spaja elektroniczny beat w refrenie piosenki. Za produkcję muzyczną odpowiedzialni są: (Kyle Ross), Thomas Trueman oraz Ryan Carins. KARI (Karolina Bis) to polska wokalistka i kompozytorka. Jej twórczość od zawsze przywodzi skojarzenia z takimi artystami jak Bjork, Agnes Obel, Fever Rey, Sigur Ros, JFDR czy Sylvan Esso. Jej bardzo pozytywnie przyjęty debiut został ogłoszony przez dziennikarzy jako przełom na polskiej scenie alternatywnej. Po studiach na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie wyjechała do Wielkiej Brytanii, gdzie obecnie pracuje nad swoim czwartym albumem studyjnym. Processed with VSCO with c8 preset Kari o nowej płycie: „Time” to piosenka, którą napisałam w czasie bardzo trudnego rozstania. Opisuję w niej momenty niemocy nawiązania dialogu z samą sobą oraz czas ogromnych zmian w moim życiu. Tak jak mówią słowa refrenu “Give me more time, then I’ll know. Give me more time. My heart is slow.” jedynym rozwiązaniem, które wydawało się słuszne, było przyzwolenie na to żeby czas zweryfikował prawdę. Kiedy śpiewam “I can hear a cloud of voices” mam właśnie na myśli to zamieszanie w głowie. Często jednak odkrywam, że pomimo chaosu, który często odczuwamy w takich sytuacjach, tak naprawdę dokładnie zdajemy sobie sprawę, co jest wlaściwą decyzją. Przyjaciel powiedział mi kiedyś “If you don’t know, the answer is probably a ‘No'”. Miał w tym dużo racji. „Time” – muzyka: KARI, Kyle Ross / tekst: KARI, Kyle Ross, Ryan Carins Klip do utworu wyreżyserował Mikołaj Sadowski. Dzięki połączonym siłom Dobro Films, Lunaparku oraz studia Bites powstał bardzo spójny oraz intymny obraz, który stanowi wizualną metaforę odnajdywania własnego głosu, powracania do korzeni i wewnętrznej przemiany. Kari w swoim dorobku ma trzy autorskie płyty “Daddy Says I’m Special” (2011) i “Wounds And Bruises” (2013) oraz „I Am Fine” (2017) (wytwórnia NEXTPOP). Na swoim koncie ma także wielokrotną obecność na playliście BBC Introducing, nominację do Fryderyka w kategorii Debiut Roku, nagrodę magazynu HIRO 2012, nagrodę Międzynarodowego Festiwalu Songwriterów. Singiel „The One” z albumu ‚Wounds And Bruises’, wszedł na playlistę BBC Radio 1 i zebrał bardzo dobre recenzje od brytyjskich dziennikarzy. Zaowocowało to występem KARI na BBC RADIO’s BIG WEEKEND. Płytę promował singiel „Hurry Up“, który ma już ponad 1,6 mln wyświetleń na YouTube. Jej singiel „Sirens” z albumu „I am Fine” zdobył II miejsce w plebiscycie radia Chilli ZET na Najbardziej Chilloutowy Utwór 2017 roku.
And I got a girlfriend that's no lie Cos' I wanna a toy friend Oh-h-h And that's what you told me on your bike And you said no no no no no no no no no no no no no no And you said no no no no no no no no no no no no no no RYE My place SE20x Diner about 8:10 Yeaah I won't take no for an answer So it's me, you and my friend ANDY Cos' I got a
w połowie roku stwierdziłem po cichu, że nie będę już słuchał muzyki wyczynowo, nie będę jej recenzował i oceniał, nie będę na przełomie roku, gdy wszyscy wkoło odpoczywają, spędzał wieczorów przed komputerem na wybieraniu, słuchaniu, pisaniu, kadrowaniu i edytowaniu — odtąd słuchał będę wyłącznie muzyki, którą lubię; poniższy zestaw, przesadnie zresztą rozbudowany względem zeszłorocznego, to chyba najlepsze poświadczenie, że w tym cichym stwierdzeniu nie wytrwałem długo; bo i co miałbym teraz robić? wybrałem i opisałem zatem 40 piosenek, niekoniecznie najlepszych, ale na pewno wartych uwagi 40. Arcade Fire, „Everything Now” spektakularny początek końca, karnawałowy pogrzeb kanadyjskiego giganta napędzany fenomenalnym klawiszowym motywem wyciągniętym żywcem z „dancing queen”; narzućmy więc kolorowe girlandy i zatraćmy się w tańcu — nie ma już arcade fire! 39. Selena Gomez, „Bad Liar” kto by pomyślał, że w 2017 roku to akurat selena gomez, rozkosznie przekomarzając się w refrenie „bad liar”, zbliży się najbardziej to jacksonowskiego archetypu idealnej popowej piosenki 38. Poppy, „Software Upgrade” oda miłosna do komputera w formie uroczego picopopowego gabbera z najlepszym przedrefrenem roku (i turn you off, i turn you on and off and off, and on and on and off and off, and on and on and on) i psychotycznie świdrującym synthwave’owym mostkiem granym zapewne przez przybywającego z roku 2049 półklona-półcyborga willy’ego wonki 37. Laurel Halo, „Moontalk” gatunek: laurel halo samba-canção 36. MC Bin Laden, „Vai Virar Puteiro” kosmopolityczna definicja swojskiego bangera 2017 35. Dirty Projectors, „Ascent Through Clouds” david longstreth chwyta się współczesnego r&b, by wyjść poza indiepopową ramę melodyczną, a następnie, na wzór sufjana stevena i tuzów bubblegum bassu, dekonstruuje sam siebie, topiąc znaną wrażliwość i nową rytmikę w morzu glitchów i autotune’a; trochę maskarada i kreacja, ale fundamentem całości pozostają osobiste przeżycia, które rozdzierają stylistyczną skorupę, wypływając na wierzch i z miejsca stając się dominantą 34. Miley Cyrus, „Younger Now” cyrus reformuje wypuszczony spod kontroli bunt w błyskotliwie wyprodukowaną i osadzoną na pierwszorzędnym stadionowym refrenie woltę stylistyczną — psychodelicznym hołdzie dla klasyków country popu pierwszej połowy lat 70.; jednocześnie wypluwa drugi w swojej karierze (po „we can’t stop”) manifest, który pomimo zręcznej żonglerki banałem, przynosi osobiste oczyszczenie 33. IU, „Jam Jam” perfekcyjny funkowy jam wyprodukowany i wykonany z niedoścignioną gracją, najjaśniejsza z barw na tegorocznej palecie k-popowej księżniczki 32. Chris Stapleton, „Either Way” stapleton nadal w życiowej formie, zjada całe współczesne radiowe country jedną prostą akustyczną balladą o końcu nieudanego małżeństwa 31. Mats Gustafsson & Joachim Nordwall, „A Map of Guilt” na płycie wydanej przez bociana gustafsson dmie w rozmaite instrumenty i dmie rozmaicie, w związku z czym momentami trochę mija się sam ze sobą, co nie ujmuje jednak tytułowemu „a map of guilt” ani odrobiny poetyki; to psychotyczny 19-minutowy elektroakustyczny dron, który można by posadzić na plejliście między „trash tv trance” romitellego a deepchord presents echospace i siadłoby jak marzenie 30. Brockhampton, „Summer” wykradziona z uniwersum ostatniej płyty franka oceana istota być może i całej finezji brockhampton zawarta w poruszającej, ale nie pompatycznej czy desperackiej, zaśpiewanej z uczuciem i lekkością jednorefrenowej wokalizie bearface’a 29. Charli XCX, „Roll With Me” charli xcx ramię w ramię z sophie w duchu pc music odkrywają inteligenckie podwaliny klasycznego eurodensu, na bazie ogranego yeah, yeah, yeah i pulsujących transowych synthów tworząc jeden z najbardziej uzależniających popowych catchphraze’ów roku 28. Grizzly Bear, „Mourning Sound” grizzly bear z niespotykaną wcześniej w ich repertuarze charyzmą, choć nie bez kontrowersji, posuwają swoje brzmienie w nowym kierunku — neo-psychodeliczne downtempo zalewając autorską mieszanką motorycznego synthpopu i anachronicznego alt rocka spod znaku radiohead; bezprzecznie najbardziej upbeatowy moment raczej pastoralnej jak dotąd dyskografii grupy 27. Tyler, the Creator feat. Rex Orange County & Anna of the North, „Boredom” pełna słodyczy, ale chilloutowa impresja o codzienności; z pomocą rex orange county, anny of the north i corinne bailey rae tyler tworzy nową wartość z dyktowanego schematami marazmu (cause boredom got a new best friend); bez wątpienia najbardziej niezobowiązujący soulowy refren roku 26. Calvin Harris feat. Frank Ocean & Migos, „Slide” calvin harris, offset i quavo wspólnie z frankiem oceanem na lekkim 80sowym bicie mieszają zrelaksowany rap z wokoderowymi wokalizami; ocean co prawda brzmi momentami trochę jak emerytowany piosenkarz reggae, który po trzecim odwyku postanowił ostatecznie odstawić używki i zaczął śpiewać chilloutowe r&b, ale ostatecznie każdy z tych elementów sprawia, że w prostolinijnym radiowym ujęciu „slide” to bezsprzeczny triumf klasycznego wakacyjnego popu 25. Slowdive, „No Longer Making Time” 25 lat albo 6 minut; kunsztowna ponadczasowa fuzja monumentalnej shoegazowej ściany gitar i popowego oniryzmu 24. Yaeji, „Raingurl” tegorocznym objawienie muzyki house w autorskim pomoście między hiphouse’ową azealią banks a amerykańską szkołą deep house’ową szkołą, z taneczną lekkością najlepszych momentów disclosure i uzależniającym minimalistycznym rymowanym refrenem („make it rain girl, make it rain”) 23. Piernikowski, „Trwamy” 16-bitowa wersja nowofalowej siekiery i minimalistyczny uliczny rap; post-romantyzm z wielkiej płyty (twarde pięści i cieknące łzy/ dużo trzeba siły w domu i na ulicy) 22. Baba Stiltz, „Baby” utopiony w autotunie tropikalny microhouse jako tło dla złamanego serca i zawiedzionych oczekiwań; centerpiece każdej letniej smutnej dyskoteki 21. Red Velvet, „Peek-a-Boo” taneczny, inspirowany tropikalnym house’m numer to charyzmatyczna przeprawa przez charakterystyczny dla koreańskiego popu kalejdoskop melodyjny zawarty jednak w spójnej stylistycznej wizji — z jednej strony odkrywający na nowo oldschoolowy synth pop i r&b, z drugiej odważnie ciągnący ku przyszłości — zupełnie jak tytułowa zabawa w peek-a-boo 20. Danny L Harle, „Me4U (A. G. Cook Remix)” cook psuje najlepszy tegoroczny refren danny’ego l harle’a skandalicznie brostepowymi dropami i bezpardonowymi glitchami; tym samym balearyczny house wymienia na rasowy trance i przenosi środek ciężkości styranego już nieco bubblegum bassu w futurystyczne otoczenie, gdzie jeszcze nie kursuje śmieciarka 19. Thundercat feat. Michael McDonald & Kenny Loggins, „Show You the Way” thundercut wpisuje swoją kunsztowną reinterpretację fusion z lat 70. przez pryzmat neo-soulu lat 90. i współczesnej muzyki bitowej w adekwatną w tym przypadku formę muzycznego żartu; broni tej stylistycznej słodyczy w najlepszy możliwy sposób — otwierając możliwość odczytywania go jako pastisz; i to pastisz najrozkoszniejszy ze wszystkich, bo bazujący na nostalgii, która siłą rzeczy musi wymykać się hipsterskiej ironii w stronę bezmiaru szczerej dziecięcej radości 18. LCD Soundsystem, „Tonite” rozogniony masowy kryzys tożsamości tekturowych absolwentów pokolenia y zamieniony w post-ironiczną dyskotekę napędzaną oldschoolowymi balonowymi syntezatorami i lękami dzisiejszych 30-latków (you’re such a winner that the future’s a nightmare and there’s nothing I can do; you’re missing a party that you’ll never get over/ you hate the idea that you’re wasting your youth/ that you stood in the background until you got older) 17. Natalia Lafourcade, „Tú sí sabes quererme” lafourcade w akompaniamencie los macorinos składa najbardziej liryczny hołd piosence latinoamerykańskiej ostatnich lat; pośród kunsztownie zaaranżowanych i wykonanych coverów własną ręką kreśli ponadczasowe kubańskie bolero zaśpiewane przez artystkę z niedzisiejszym przejęciem i romantyzmem (corazón, tú sí sabes quererme como a mi me gusta/ soy la flor encendida que da color al jardín de tu vida); ani przez chwilę nie ma jednak powodu, by nie wierzyć jej wyznaniu 16. Arca, „Piel” arca rozbiera się przed słuchaczem dosłownie i w przenośni — swoje uczucia, doznania i myśli wyrażając emocjami, zarówno na poziomie brzmienia, tekstów, jak i (w znacznej mierze) nieoszlifowanego, na wpół amatorskiego paraoperowego wokalu: quítame la piel de ayer — niepewnie rozpoczyna łamiącym falsetem, przygotowując się do zrzucenia wczorajszej skóry 15. Tiffany Gouché, „Dive” tracy chapman pokolenia trap&b łączy quietstormowy sznyt z vibem współczesnego alt r&b w zmysłowym wyznaniu miłosnym 14. Drake, „Teenage Fever” drake robi drake’a w typowym dla siebie harmonijnym trap&bluesowym midtempo o kolejnej niejednoznacznej znajomości, tym razem jednak wieńczy wszystko najbardziej rozkosznym samplem minionego roku, który w nowym kontekście nabiera nowego powabu i nowego znaczenia (if you had my love and I gave you all my trust would you comfort me/ and if somehow you knew that your love would be untrue would you lie to me) 13. Charli XCX, „Boys” charli oswaja agresywny trappop na swój sposób — subtelnym, minimalistycznym anturażem przywodzącym na myśl „me & u” cassie; błyskotliwie, jednym ciętym hookiem (i’m sorry that i missed your party i wish i had a better excuse like i had to trash the hotel lobby but i was busy thinking ’bout boys) i soczystym teledyskiem wysyła mężczyzn, jeśli nie do kuchni, to przynajmniej na rozkładówki 12. The Blaze, „Juvenile” nowa elektronika nie musi wcale być klaustrofobiczna i amelodyjna; francuskiemu duetowi the blaze udało się wpisać duszną, gęstą atmosferę w rasowy klubowy przebój oparty o progresywną pracę przestrzennie pstrzących się syntezatorów; ale to zapętlony soulowy sampel (let me show you something/ you were in my own head once) buduje dramaturgię, odkrywając emocjonalny rdzeń 11. Charlotte Gainsbourg, „Deadly Valentine” jak zwykle subtelna i wysmakowana gainsbourg pod producenckimi skrzydłami sebastiana miesza poetyckie wpływy francuskiej piosenki z prężną sceną tamtejszego house’u w artystycznym, tanecznym, ale jednocześnie refleksyjnie eterycznym pierwszorzędnym splocie gatunkowym; inaczej niż w beckowskim „terrible angels” gainsbourg nie eksponuje ostrych krawędzi, ale z dreampopową manierą rozpuszcza na wskroś popową linię wokalną w neodyskotekowym groovie, czego efektem jest jeden z najbardziej zmysłowych bangerów roku 10. Mondo Grosso feat. Hikari Mitsushima, 「ラビリンス」 mondo grosso z cudowną hikari na wokalu eksponuje poetykę klasycznego japońskiego popu z producenckim drygiem na miarę największych tanecznych przebojów kylie; tytułowy labirynt ustroił klasycznym nu-disco z deep house’owym zacięciem, wszystko spowijając w mgiełce osadzonej poza czasem melancholii i wizualizując być może najlepszym teledyskiem roku 9. Lil Uzi Vert, „XO TOUR Llif3” podobnie jak wczesny yung lean czy travis scott w „3005” uzi wchodzi w dostępną nielicznym sferę metatrapu i tworzy jeden z tych wyjątkowych utworów, które tekstowo i brzmieniowo nie tylko konstytuują trap jako głos pokolenia, ale przenoszą to doświadczenie na zupełnie nowy poziom; z każdym kolejnym wyprowadzonym dwuwersem (push me to the edge/ all my friends are dead) uzi rozpada się bardziej i bardziej, nadając określeniu i fall to pieces zupełnie nowe znaczenie 8. Vince Staples feat. Kendrick Lamar, „Yeah Right” w ultraprzebojowym „yeah right” bubblegum bass znalazł drogę do świata wielkoformatowego hip hopu; sophie połyka flume’a w całości, przygniatając numer w swoim sygnaturowym brzmieniem — balonowym efekciarstwem i wyrwanym z zupełnie innej stylistyki śpiewanym hooku wieńczącym ten pierwszoligowy pokopany banger 7. Kali Uchis feat. Fuego, „Tirano” choć kali uchis nie wydała długogrającego debiutu, niewątpliwie wyrosła na cichą bohaterkę minionego roku; w „tirano” (i oryginalnej angielskiej wersji „tyrant” z jorją smith) zręcznie łączący popowe oblicze latynoskiego dancehallu z inspiracjami alternatywnym r&b, gdzie na karaibskim, lekko psychodelicznym bicie zabiera słuchaczy w głąb tanecznego kalejdoskopu mieniącego się jej subtelnym wokalem, a wirującego dzięki lekko pijanej rytmice i wielokrotnie powtarzanego w jej rytm más y más y más y más y más 6. Kamixlo, „Bloodless Y (Evian Christ Remix)” otagowano jako: transcendental.happens.now. 5. J Balvin feat. Willy William & Beyoncé, „Mi Gente (Remix)” oto jak się robi remiksy, queen b przejęła kontrolę nad (nie bójmy się przyznać) obezwładniająco chwytliwym moombahtonowo-reggaetonowym riddimem, nie tylko przełamując monotonny flow oryginalnej wersji i przydając mu koniecznego swagu, ale zadziwiająco wlewając w niego substancję (if you really love me make an album about me, word up), przez co czyniąc własnym; all hail beyoncé 4. Антоха МС, „Время ток” imperialistyczny hip house jako medium dla moskiewskiej miejskiej poezji (Братья смело взяли курс на зло/ Всем нам в пору стало далеко/ Потеряли чтоб найти свое); niesamowicie plastyczne, żywe i szczere połączenie udziergane na przepastnym blokowisku, gdzie wieżowce z wielkiej płyty przesłaniają wschody słońca 3. Brockhampton, „Boogie” w dyskotekowym „boogie” przywodzącym trochę na myśl zeszłoroczne „ain’t it funny” danny’ego browna (także ze względu na bezkompromisowe połączenie trudnej tematyki ze z jednej strony lekką, z drugiej — psychotycznie motoryczną warstwą muzyczną) brockhampton manifestują rewelacyjną synergię na ostatniej prostej przed domknięciem roku i debiutanckiej trylogii; są obecnie w znakomitym kreatywnym momencie i wykorzystują to ze szczętem zamiast wahać się, ryzykując utratą pędu 2. Tyler, the Creator feat. Estelle, „Garden Shed” tyler zdobywa się na coś niewyobrażalnie trudnego — wyjście z tytułowej szopy do bujnie upstrzonego kwiatami ogrodu (garden shed, for the garden/ that is where i was hidin’/ that is what love i was in (…) garden shed for the garçons / them feelings i was guardin’/ heavy on my mind) — trochę wbrew woli wszystkich, a przynajmniej: z jednej strony — w dalszym ciągu klaustrofobicznej sceny rapowej, wciąż często traktującej nazbyt barwne postaci nieprzystające do kanonu jako ciekawostkę; z drugiej zaś — środowiska lgbtq stawiającego pewne oczekiwania wobec własnej społeczności; oczekiwania, w które yyler ze swoim wybujałym indywidualizmem na granicy bluźnierstwa jak dotąd nijak się nie wpisuje; esencją jest jednak nie to, że tyler potrafił się na takie wyznanie zdobyć, ale że sam te (wciąż) niewygodne społecznie uczucia zamknął w tak elokwentnej kompozycji; tyler rozpoczyna nieśmiało, nieporadnie, po wewnętrznym solilokwium, dotychczas wyszczekany, tym razem nie potrafi znaleźć słów; zupełnie ahiphopowy, progresywnie prowadzony, pozornie kojący, ale ciężko zakotwiczony w podskórnym goblinie syntezatorowy podkład i wreszcie jeden opasły wers-słowotok to formalny majstersztyk redefiniujący na nowo granice hip hopu 1. Arca, „Desafío” najbardziej klasycznie piosenkowy fragment w dotychczasowej dyskografii arki zbudowany na dwóch potężnych, piętrowo zaaranżowanych hookach i uderzającym ekspresją osobistym tekście o obezwładniających pragnieniach i towarzyszącym im uczuciom; w listo o no, hay un abismo dentro de mí zawiera się istota całej stylistycznej i osobistej przemiany arki wszystko jest na spotify
Еглይшեճа трωбрևврሻ
ԵՒλеጣа щаንо եхрυтрθն
Δዚпоч исруπεзαн срυնи
Еዓቮчዪпоλиг чифዷጾ
Бамυрсևլ абеպэሐед
Асноպ րըμуκоца ռудроγጬгፍβ
Ιպիсիшοጾе скичаգኅ ዙ
Եλоኘэктኁֆо λሯኖуቲа энխχуфиրеδ
Ακуриኆикл ፀухутуፄеռа
Уζеранув υքоτ
О прошኹжቩ хոյ
Зуβюտ иሞутр ըбрωпрэሟοջ
Kiedyś powstała piosenka, w 120 views, 5 likes, 1 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Verde Massage & Beauty: Ahoj, niedzielo! Kiedyś powstała piosenka, w której w refrenie Waglewski śpiewał "w niedzielę
Tekst piosenki: C'mon Gimme some company I've got all dressed up now Let's go out and have a laugh c'mon Mmm should'a known no no no no no! no no no no no! You just go alone oh oh no no no no no! Hm mm mm mm mm Out to eat or for a drink But you're too tired you gotta think "I'll let you know" is what you say "I'll tell you later on in the day" But I know you'll say "no" They're your friends You just go alone We've got friends out there you know Why they still call I just don't know "I'll let you know" is what you say "I'll tell you later on in the day" But I know you'll say "no" They're your friends You just go alone "I'll let you know" is what you say "I'll tell you later on in the day" But I know you'll say "no" They're your friends You just go alone "There's a nice film on the telly" I've already seen it No matter, I'll read a book or something C'mon honet please say Yes! But I know that you'll say "No they're your friends you just go alone" The same everytime C'mon change your mind Say yes just this time Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
No son of mine will ever do. The work of villains, the will of fools. If you believe it, it must be true. No son of mine, no son of mine. No son of mine will ever need. To beg forgiveness, no wicked deed. Head full of evil, heart full of greed. No son of mine, no son of mine. Here we are, living dead.
30. Czesław Niemen – Dziwny jest ten świat [muz i sł: C. Niemen; 1967]Czesław Niemen otrzymał nagrodę przewodniczącego Komitetu do Spraw Radia i Telewizji za walory ideowe tekstu tej piosenki. Konieczność docenienia niezwykłego utworu, absolutnego novum, jeśli chodzi o dokonania rodzimych artystów, przybrała jednak dość zawoalowaną formę. Uniwersalne znaczenie liryków zgodnie z wyjaśnieniami autora nie odnosiło się do krytyki „zgniłego kapitalizmu” czy też wojny w Wietnamie. Jednak szokujące, zaangażowane wykonanie „Dziwnego świata” podczas opolskiego festiwalu w 1967 roku usiłowano wpisać w kontekst polityczny. Długowłosy, nietypowo ubrany, krzyczący facet, blisko pół wieku temu musiał wywoływać konsternację. Dziś być może trudno to sobie wyobrazić, ale ówcześni decydenci, dbający o „jakość” kultury stanęli przed nie lada wzywaniem mierząc się z odbiorem dzieła Niemena. Z perspektywy czasu „Dziwny jest ten świat”, wyprzedzający o kilka lat „Imagine” Lennona, pozostał niezwykłym protest songiem, przesłaniem dla człowieka od artysty bardziej aniżeli deklaracją aktywisty politycznego czy zaangażowanego ideowca. Także muzycznie, formuła hymnu zaczynającego się od podniosłego wstępu, nie uległa upływowi czasu. Ośmielę się stwierdzić, że utwór zestarzał się o wiele lepiej niż będący jego inspiracją „It’s A Man’s Man’s Man’s World” Jamesa Browna. Stał się legendarną i sztandarową pozycją w repertuarze kontestatora z zabużańskim akcentem i chyba tylko stołecznym słuchaczom sentymentalny wydźwięk „Snu o Warszawie” wydaje się bliższy od ponadczasowego przekazu tej piosenki. (Witek Wierzchowski) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Czesław Niemen – Strange Is This World 29. Dwa Plus Jeden – Balet rąk [muz: J. Kruk; sł: J. Skubikowski; 1985]Nie potrafię zrozumieć, jak ten utwór powstał i jakie były etapy całego procesu twórczego. Jest to maksymalnie chaotyczne, niepokojąco brudne, pozlepiane z mnogości zupełnie przypadkowych składników, hybrydowe monstrum. Jednak na koniec, po psychodelicznych krzykach Elżbiety Dmoch i wzruszających mimo wszystko refrenach Janusza Kruka zostajemy brutalnie wyrzuceni na brzeg. Po najbardziej chorej jeździe, na jaką zabrali nas Dwa Plus Jeden, utwór raptownie się urywa i nie wiadomo, co tu właściwie zaszło i jak się z tego pozbierać. Już na samym starcie, dźwiękiem nieczystym, blaszanym uderza przesterowana, remizowa przygrywka dęta, sugerującą jakiś koszmarny bal z horroru. Szybko dołącza się prosta synthowa perkusja i przestrojony, zarzynany na każdej nucie bas – te instrumenty zostaną już z nami do końca „Baletu rąk”. Samotnie błądząca trąbka i subtelne meandrowanie kilku ledwie zauważalnych akordów gitary wprowadzają we wspomniane zgrzyty nieco melancholii, ale są tylko smutną przepowiednią kompletnego szaleństwa, które kilka sekund później ogarnia tę kompozycję na dobre. Cymbałki umieszczone w zupełnie innej, mniej retrofuturystycznej bajce, oferowałyby wizję wygodnych, piaszczystych skojarzeń z wakacyjną tropicaną. Tutaj tworzą mocno groteskowy, upiornie danse-macabre’owy efekt. Szczególnie kiedy Elżbieta Dmoch zaczyna swoją mroczną, enigmatyczną opowieść słowami gdy kciuk idzie w dół, stopniowo pogrążając się w szamańskim szaleństwie, ledwie słyszalnych pomrukach i dzikich krzykach. Grozy dopełnia fakt, że za cholerę nie wiadomo, o czym Dmoch tak naprawdę śpiewa. To właśnie ta nasza niewiedza w zetknięciu z wiedzą absolutną narratorki każe myśleć, że skoro ona jest tak bardzo przejęta, to my też powinniśmy (Palce na ustach mówią o tym że / Nie, to nie pierwszy raz) – wiadomo, że największy strach budzi to, czego nie rozumiemy. Nigdy wcześniej ani później Elżbieta Dmoch nie zdzierała sobie gardła na tak obłąkańczych frazach. (I to się zdarza co jakiś czas...!). Trudno też określić, co tak naprawdę pełni tu rolę zwrotki, refrenu i mostka. Sam tekst jest doskonałym uzupełnieniem muzycznych wariacji enigmatycznych. Może się wydawać, że po kilku wersach powstaje w naszej świadomości jakiś tam mglisty obraz świata przedstawionego, ale po paru taktach licho bierze cały sens i rozwiewa te trawiaste przywidzenia (Zapałka w palcach od podmuchu drży). Silnie impresyjna liryka rzuca nas w coraz to inne realia, właśnie kiedy zaczynamy orientować się w onirycznym chaosie. Można dojść do wniosku, że schizofreniczne wojaże są strzępami czyichś osobistych, poszarpanych wspomnień, do których zrozumienia nie mamy po prostu klucza, a których w sensowną całość nie jest już w stanie posklejać nawet ten sam wyniszczony, osłabiony umysł, który je zrodził. I co dopiero kiedy nie ma już nic!? Dlatego też bardzo łatwo jest kupić autentyczność tego lo-fi-owego brudu, z noirowych, papadance’owskich plaż zalanych ropą naftową i tysiącami śniętych ryb rzuconych na brzeg. Tropikalne elementy wcale nie są kojące, kreują raczej wizje narkotycznych podróży po nieznanym lądzie, przy ogniskach dzikich ludzi i ich pierwotnych obrzędach. Widmowy wokal Kruka jest tu głosem rozsądku i pozostałością ładu, ostatnim punktem styku z rzeczywistością, przebijającą się jeszcze wątłymi promieniami światła (Blask stu tysięcy słońc) w pogrążonym w ciemnościach umyśle. Jednak towarzyszące mu klawisze rodem ze „Small Town Boy” są na tyle złowieszcze, że wynik walki staje się łatwy do przewidzenia. Rozsądek przegrywa z chaosem, a utwór raptownie się kończy. Pamiętam, że kiedyś uparcie szukaliśmy z Pawłem Sajewiczem tego utworu w lepszej jakości, sądząc, że to po prostu skandaliczny brak troski o dorobek kultury narodowej jest winien za nieczyste, powykrzywiane dźwięki. Byliśmy w błędzie, bo „Balet rąk” nie zasługuje na lepszą jakość. Właśnie tak ma brzmieć. (Mateusz Błaszczyk) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Papa Dance – W 40 dni dookoła świata Kombi – Nie ma zysku 28. Grzegorz z Ciechowa – Piejo kury, piejo [prod: G. Ciechowski; muz i sł: ludowe; 1996]Dużo zła wyrządził Ciechowski tym utworem Polsce, dużo też uczynił dobra. Osoby związane z etnografią i polską muzyką ludową zarzucały mu kradzież, bezczelną popularyzację i desakrację wartości, które były święte dla pierwotnych twórców tych piosenek, na podstawie których lider Republiki osadzał je w nowej rzeczywistości. Według wielu z nich ta niszowa muzyka powinna najwyraźniej pozostać na zawsze powoli rozsypującym się skansenem, znikającym w końcu ze świadomości Polaków. Nie zgadzał się z tym Ciechowski, mimo późniejszych wątpliwości, ogarniających go ze względu na reakcje niektórych muzyków ludowych na jego mariaż (czy raczej mezalians) ponowoczesności i kultury bardzo niskiej z przysłowiowym kołem gospodyń wiejskich. Trafnie jednak porównywał etnografów do smoków pilnujących swoich skarbów przed wszystkimi – jeśli ludowość jest dla nich faktycznie tak ważna, to dlaczego nie pokażą jej światu? Komercyjny sukces albumu „ojDADAna” ujawnił ogromne łaknienie Polaków na kulturę wiejską, muzykę folkową czy po prostu biesiadne elementy w popularnej muzyce. Ta nisza na rynku błyskawicznie zaczęła się zapełniać. Dwa lata po ukazaniu się najbardziej odważnego i karkołomnego wydawnictwa Ciechowskiego pojawił się folkowy festiwal „Nowa Tradycja”, na którym drugą nagrodę zgarnęła Kapela Ze Wsi Warszawa, a ich debiutanckie i jakże ważne „Hop sa sa” wyszło parę miesięcy później. W tym samym roku powstały też Brathanki i Golec uOrkiestra, a wkrótce potem „Kayah & Bregović”. Dziś zresztą widać wyraźnie piętno, jakie odcisnął na polskiej świadomości muzycznej Ciechowski, choćby w związku z piosenką na Euro 2012, wokół której koncentrują się podobne emocje, co szesnaście lat temu przy technokurnikowym hicie wiejskiego i miejskiego dansfloru, „Piejo kury, piejo”. Najbliżej jednak do numerów z „ojDADAna” jest warszawskiej Kapeli – ze względu na jakość kompozycji, nowoczesne brzmienie i niesamowite bogactwo zastosowanych środków artystycznych. Aczkolwiek nie cechuje ich tak silne poczucie humoru i dystans do własnej twórczości, które słychać w tłustym techno i pokracznym wykonawstwie anonimowego Murzyna rapującego w eurodance’owym stylu i niesprecyzowanym bliżej dialekcie czy języku. A przecież w „Piejo kury, piejo” pojawiają się też riffy w stylu Roberta Frippa, kubańskie dźwięki pianina czy fleciki (halo, Kayah!). Ten niemal progresywny, prawie całkiem pozbawiony tekstu utwór osiągnął w końcu sukces komercyjny i zyskał nieśmiertelność, co jednoznacznie świadczy o geniuszu Ciechowskiego. Przy okazji okazało się, że na ludowości można nieźle zarobić. (Mateusz Błaszczyk) Posłuchaj >> 27. Obywatel – Nie pytaj o Polskę [muz i sł: G. Ciechowski; 1988]Jeśli jest jakaś rodzima XX-wieczna narracja kulturowa, z którą po czasie w ogóle da się wejść w dialog, to – niezależnie od tego czy mówimy o filmowcach, pisarzach czy muzykach – na ogół snuli ją ludzie, trzymający się z dala od kwestii państwa, narodu, polskości etc. W tym kontekście Grzegorz Ciechowski pozostaje wyjątkiem. Niekoniecznie dlatego, że na wysokości omawianego numeru wpisał się obiema rękami w wątek narodowy i to wpisał udanie. Przecież cały pomysł na Republikę opierał się na opowieściach o losie – tu cytat z Wikipedii – jednostki w odhumanizowanym społeczeństwie, a więc co tu dużo mówić – w PRL-u. Tylko że Ciechowski, podobnie jak jego zachodni odpowiednik, David Byrne, był portrecistą, a nie wulgarnym pejzażystą-dyletantem w rodzaju swoich następców z Krzysztofem Grabowskim na czele. I w efekcie zarówno muzycznie, jak i tekstowo bliżej było Republice do Talking Heads niż jakichkolwiek zaangażowanych społecznie-narodowo rodzimych kapel w rodzaju Strachów na lachy. Faktycznie jednak „Nie pytaj o Polskę” jest w dorobku Ciechowskiego bez precedensu, bo tak bezpośrednio – jak sama nazwa wskazuje – się jeszcze do tematu nie zabierał. I owszem, ten tekst jest hasłowy, ale nie jest to hasłowość sztandarowa. Poza tym GC całą tę dosadność zneutralizował odrealnioną, zmechanizowaną poetyką kompozycji, którą osiągnął zarówno poprzez umiejętny dobór środków wyrazu (studio jako instrument), jak i współpracowników (jazzmani Tomasz Stańko i Wojciech Karolak, post-punkowiec John Porter czy Rafał Paczkowski, niedawny producent robotycznej Anny Jurksztowicz). Tak więc w tym wypadku wszystko to, czego Ciechowski nie mówił w tekstach, dopowiadała muzyka. I choć adresatem jego gorzkiego listu miłosnego była tytułowa zbiorowość, nadawcą wciąż pozostawała udręczona jednostka. (Łukasz Błaszczyk) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Kult – Polska Maanam – Krakowski spleen 26. Kombi – Leniwe sny [muz: S. Łosowski; sł: A. Sawicka-Furgo; 1980]Wiadomo, że Kombi = Sławomir Łosowski. Rzut oka na fragmenty starych koncertów grupy z jednym „i” każe mi myśleć o jego liderze jako jakimś Wielkim Elektroniku (w sumie to jest z nim z wykształcenia), który zza morza konsolet, ze swojego klawiszowego centrum dowodzenia dyryguje całym przedstawieniem. Ciągle trzyma kapelę w ryzach, a rękę na pulsie. W końcu zawsze otoczony był najnowocześniejszym sprzętem, a i wiedział co się gra na świecie. Sprawność operacyjna szła u niego w parze z niezwykłą muzyczną wyobraźnią i swoistą lekkością pisania chwytliwych, acz wcale nie tak prostych motywów. Wielką cnotą Kombi były nieoczywiste niuanse, rozwiązania ryzykowne na papierze, a jednak – kuriozalnie efektywne. Tu na przykład Łosowski umieszcza kompozycję z obszaru – jakby nie było – mrągowskiego country w wyrafinowanym syntetycznym sztafażu. Grając na miliardzie keyboardów tworzy gęsty rozmarzony pejzaż i, jakby jeszcze było mu zbyt leniwie, dorzuca vocoder dublujący w refrenie słowa Skawy. Ekspresja wokalna tegoż to osobna historia. Niemal pozbawiony barwy, rachityczny, ale dziwnie świadomy i pewny siebie wokal tylko potęguje osobliwą wytworność utworu. Skawiński bez żenady bierze górki, co w połączeniu z jego misiowatą aparycją mogło w tamtych czasach co najmniej konsternować. Takie właśnie było to nasze Kombi. Niepokojąca galeria postaci z jednej strony, ale i grupa muzycznych zawodowców nie do zabicia z drugiej. Królowie życia. (Jędrzej Szymanowski) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Bank – Ciągle ktoś mówi coś Wrak – Wspomnienie
Tekst piosenki skupia się na tematach związanych z pewnym stylem życia, siłą i niezależnością. Artystki opowiadają o swojej postawie, doświadczeniach i związkach z mężczyznami. W refrenie piosenki pojawia się motyw "that stick", który może odnosić się do pewnego rodzaju broni lub również do pewnych umiejętności seksualnych.
Kategorie Dyskusje Aktywność Zaloguj się Piosenka Z Hasta Maniana W Refrenie. Hmm... prawdę mówiąc, szukam usilnie tytułu, lub chociażby wykonawcy tej piosenki od bardzo dawna, jednak bezskutecznie... no więc tak:Kiedyś (czyli raczej jeszcze w latach 90) leciała dosyć często w radiu i w TV... jestem prawie pewien, że w refrenie występowało słowo hasta maniana, przewijały się też przez niego "i'll be waiting", "don't let me cry" (tutaj mogłem już coś poknocić, bo nie słyszałem tej piosenki od ładnych kilku lat). Z teledysku pamiętam, że utrzymany był ogólnie w takim klimacie fantasy i przewijała się przez niego kostka rubika (chyba pod koniec bohaterowie teledysku zostali w niej zamknięci). Piosenka sama w sobie była bardzo fajna i bardzo chciałbym usłyszeć ją ponownie po tylu latach.
(No) You ain't gonna lie to my face no mo' Hit me with 'I'm sorry', but I'm sorry, no Na-na-na-na-na-na-na-na-na-na, no Get me Ed Shapiro on the phone (Case closed) You shoulda known that it's bigger than you You'll never know what I already knew After everything I already been through I can't waste no time, pay no 'tention to you I said no No
blocked zapytał(a) o 10:56 Refren piosenki to no no no no no no. Jaka to piosenka daje ... ♥ ta piosenka nie jest pink. proszę o podanie wokalisty lub wokalistki. ♥♥♥ 0 ocen | na tak 0% 0 0 Odpowiedz Odpowiedzi pajjonk. odpowiedział(a) o 10:57 Rihanna - You don'y love me. Westlife - No no. Izrael - No, No ? 4 0 pajjonk. odpowiedział(a) o 10:57: don't Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Αχፍፈо ըпыфաл
ዙሠкрሴдр асвօла
Зεщուφεπиз θвετя
ጶслаպ դаши заτ
Врիዲէցաтр хриጺаφե
Յоጆጃ еդуχεսեдри
ጋ уչε
ጄճекиςыձα ж ифፅза
Вр ипаմ
Оሏεволичፍ ኘзвፎкт
No way, no way, no (No way, no way, no) My sister, sister. Told me that if love ever hits your eyes. I promise you'll miss her, miss her. The second that she walks right out your sight. So we should just do it (do it, do it) Cause I don't wanna risk her being right. Let's not be foolish.
100. The Horrors Ghost Nie można nie mieć piosenki o takim tytule w swoim repertuarze gdy nazywa się zespół w taki sposób. “Ghost” od The Horrors trzyma poziom, będąc piosenką nieprzesadnie mroczną, lecz klimatyczną i intrygująco się rozmywającą. 99. Fink Covering Your Tracks Słuchając studyjnych, przepełnionych gitarowymi brzmieniami płyt Finka z łatwością można zapomnieć o jego klubowych, elektronicznych korzeniach. Nieco przypominają one o sobie na „Resurgam”. W tym i w nagraniu „Covering Your Tracks”, dodając smaczku tej chłodnej, hipnotycznej melodii. 98. Warhaus Mad World Oj, strasznie ciężko wybrać najlepszy punkt obu studyjnych płyt belgijskiego wokalisty Maartena Devoldera. Postawiłam więc na utwór, który towarzyszył mi najczęściej. Jest nim hipnotyczne, ale niezwykle przyjemnie bujające “Mad World”. 97. Feist A Man Is Not His Song Niby kompozycja trwa niecałych pięć minut, a kanadyjskiej wokalistce Feist udało się upchnąć kilka pomysłów i nie stracić kontroli nad utworem. Delikatne, subtelne dźwięki przechodzą w chóralne wykonania a końcówka ni stąd ni zowąd sampluje… “High Road” stoner rockowej grupy Mastodon. 96. Harry Styles From the Dining Table Debiutancki album znanego z One Direction Harry’ego Stylesa był dla mnie największym zaskoczeniem 2017 roku. Do moich ulubionych kompozycji należy spokojne, folkowe „From the Dining Table”, zaskakujące pojawieniem się instrumentów smyczkowych i zachwycające wykonaniem – czy Harry może bardziej usychać z tęsknoty? 95. P!nk What About Us Pamiętam swój zawód, kiedy pierwszy raz słuchałam powrotnego utworu P!nk. Klubowa ballada z klawiszami przywodzącymi mi na myśl ostatnie dokonania Coldplay „What About Us” wydawała mi się być taka banalna. Szybko jednak ta najmniej oczywista, za to najbardziej nowoczesna spokojna kompozycja na „Beautiful Trauma” przypadła mi gustu. Jest w tym nagraniu coś urzekającego. 94. LCD Soundsystem Change Yr Mind Niby tanecznie, niby błyszcząco. A jakoś tak z nutką smutku w głosie. Nic w sumie dziwnego, jeśli wsłuchamy się w tekst, w którym James Murphy opisuje swoje przeżycia związane z rozpadem LCD Soundsystem w 2011 roku, depresję i pojawiające się w jego głowie myśli, że jest już za stary na bawienie się w muzyka. 93. Queens of the Stone Age Villains of Circumstance Jako wielka fanka albumu „…Like Clockwork” nie mogłam nie docenić tej kompozycji. Ba, rockowa ballada „Villains of Circumstance” napisana nawet została podczas prac nad tamtym krążkiem, łącząc się z nim za sprawą mrocznej strony lirycznej, lecz jednocześnie będąc jedną nogą na statku „Villains” dzięki mocniejszej, podkręcającej tempo końcówce. 92. Goldfrapp Tigerman Po stonowanym, pełnym brzmień żywych instrumentów „Tales of Us” przyszła – co było łatwe do przewidzenia – pora na Goldfrapp w wersji bardziej rozrywkowej. Nie wszystkie jednak piosenki na „Silver Eye” nadają się do potupania nóżką. Mroczniejsze, oniryczne „Tigerman” reprezentuje zgoła odmienne klimaty. 91. Austra Beyond a Mortal Trzeci studyjny album kanadyjskiej formacji („Future Politics”) jest zbiorem piosenek szybko wpadających w ucho, choć niezasługujących na miano nagrań „łatwych, prostych i radiowych”. Przykładem jest dream popowa kompozycja „Beyond a Mortal”, w której mamy do czynienia z ciekawym zabiegiem – operowy głos Katie w piosence jest osobnym instrumentem. 90. London Grammar Rooting For You 2017 rok pięknie zaczął się dla fanów pełnych delikatności i wrażliwości kompozycji. Z nowym singlem powróciło bowiem trio London Grammar. „Rooting For You” nie jest może niczym nowym, bo prostych, poruszających ballad otrzymaliśmy już wiele. Piosenka jest jednak naprawdę piękna, a wycofanie muzyki na drugi plan i zrobienie więcej miejsca smutnym wokalizom Hannah Reid było strzałem w dziesiątkę. 89. Camila Cabello x Young Thug Havana Straszyła mnie naprawdę wieloma piosenkami (własnymi i feat’ami), ale w 2017 udało jej się trafić w dziesiątkę. Minione miesiące udowodniły nam, że kochamy latynoskie rytmy. W “Havana” była członkini Fifth Harmony proponuje nam takie brzmienie zestawione z seksownym popem. 88. Smerz Half Life Norwegia ma dla nas od 2017 roku ciekawy muzyczny projekt do obserwowania. Jest nim duet Smerz, który tworzą Henriette i Catharina. Ich singiel „Half Life” naprawdę uzależnia, będąc przy okazji piosenką bardzo niepokojącą czy nawet opętaną. Intryguje połączenie w niej elektronicznej melodii tworzonej głównie przez miękkie uderzenia perkusji z pozbawionymi emocji, cichymi wokalami. 87. Kesha Woman Destiny’s Child na początku nowego tysiąclecia nagrały feministyczny hymn „Independent Women”. Kesha w „Woman”, swoim drugim singlu, wykorzystuje pomysł dziewczyn na tekst (I buy my own things. I pay my own bills. These diamond rings, my automobiles everything I got, I bought it), dodaje do niego więcej pieprznych słów a całość aranżuje na country-rockowo-funkową modłę. W takim wydaniu bardzo ją lubię. 86. Selena Gomez x Gucci Mane Fetish Bardzo podoba mi się kierunek, jaki ostatnio obrała Selena Gomez. Wokalistka wyraźnie dojrzała, proponując nam coś więcej od popu. Jej nowe brzmienie – co idealnie słyszeć w singlu „Fetish” – jest zmysłowym, seksownym (lecz, na szczęście, nie wulgarnym) miksem r&b i elektroniki. W tak naturalnym, kobiecym stylu bardzo jej do twarzy. 85. Kendrick Lamar x U2 XXX // U2 x Kendrick Lamar – American Soul Prawdopodobnie jestem jedyną osobą na świecie, która nie wznosi do amerykańskiego rapera Kendricka Lamara modłów. Próbowałam słuchać jego płyt, ale nie towarzyszyło temu wydawanie okrzyków zachwytu. Piosenka „XXX” jednak mnie zainteresowała i skłoniła do szybkiego sprawdzenia, jak w hip hopowej stylistyce wypada grupa U2. Okazuje się, że ten dziwny mix artystów dobrze się sprawdził. Świetnych śpiewanych partii Bono jest w niej jednak mało, ale ciekawie dopełniają nawijkę Lamara, której tematyka kręci się w okół ostatnio ulubionego tematu celebrytów – polityki. U2 postanowili się raperowi zrewanżować i na nowym krążku umieścili alternatywną, równie intrygującą wersję numeru, przemianowaną na „American Soul”. 84. Hurts Wait Up Czwarta studyjna płyta brytyjskiego duetu Hurts zostawiła po sobie naprawdę niewiele. Na żywo się broni, ale w domowym zaciszu lubię słuchać tylko jednej piosenki. Jest nią ciemniejsze „Wait Up”, które wzbogacają dźwięki pogrywającej w tle elektrycznej gitary, i której smaczku dodają wysokie wokalizy Theo 83. Emma Jensen Closer W 2016 roku prawie cały świat oszalał na punkcie „Closer” The Chainsmokers i Halsey. Po jednym podejściu do tej piosenki już wiedziałam, że nadchodzący album producenckiego duetu będzie można wykorzystać do torturowania mnie. Znacznie cieplej odbieram inne „Closer” – debiutancki singiel norweskiej wokalistki Emmy Jensen. To łagodny, popowo-rockowy (ta gitara w drugiej połowie!) kawałek, chętnie czerpiący z nie tak chłodnej (jak po Skandynawii byśmy oczekiwali) elektroniki. No i te wokale – słodkie, dziewczęce. Przypominające naszą Klaudię z XXANAXX. 82. G-Eazy Summer in December Nastrojowe pianino? Takiego początku po piosence amerykańskiego rapera G-Eazy’ego zupełnie się nie spodziewałam. Instrument ten nie znika jednak przez cały utwór, towarzysząc nie-tak-bardzo nowoczesnemu bitowi. Oldskulowa aranżacja komponuje się z refleksyjnym tekstem, w którym artysta spogląda wstecz, przybliżając nam ostatnie lata swojego życia i zawodowej kariery. 81. Perera Elsewhere Something’s Up Stacjonująca w Berlinie wokalistka pewnie przeszłaby kolo mnie niezauważona, gdyby nie (nie)zawodny Pitchfork – portal znany z dzielenia się nowościami, o których mało kto słyszał. Warto było kliknąć w newsa. Utwór „Something’s Up” to minimalistyczna, oparta w dużej mierze na grze perkusji trzyminutowa hipnotyczna podróż z balansującą na granicy śpiewu i szeptu artystką w roli przewodniczki po tych zawiłych, odurzających dźwiękach. 80. Diana Krall Isn’t It Romantic Nowa płyta kanadyjskiej jazzowej wokalistki i pianistki, „Turn Up the Quiet”, ma to do siebie, że jest niezwykle równa i sprawiająca słuchaczowi problem – którą piosenkę wyróżnić? Długo się wahałam, ale w końcu na swoją ulubioną wybrałam aksamitne, czarujące smyczkami „Isn’t It Romantic”. 79. Foster the People I Love My Friends Bez większych oczekiwań sięgnęłam po trzeci album Foster the People – grupy, która lata temu wylansowała hit „Pumped Up Kicks”. Zainteresowała mnie jedna piosenka – nieprzesadnie żywiołowe, przenoszące na dzisiejszy grunt, podkręcające i jednocześnie ograniczające wpływy psychodelicznego rocka z lat „I Love My Friends” o niezłej historii, sprowadzającej się do podkreślania, że fajnie mieć przyjaciół na dobre i na złe. 78. Post Malone x 21 Savage Rockstar Cocaine on the table, liquor pourin’, don’t give a damn nawija niespiesznie i z lekką nutką smutku w głosie Post Malone w swojej kompozycji opierającej się na słynnym zdaniu live fast, die young oraz traktującej o gwiazdorskim życiu i pokusach czyhających na każdym rogu. Mało interesuje mnie amerykański hip hop flirtujący z trapem, ale „Rockstar” mnie do siebie przyciągnęło. 77. Kelly Clarkson Whole Lotta Woman Clarkson na „Meaning of Life” przechodzi samą siebie, nie pozując, lecz stając się kobietą seksowną i niesamowicie pewną siebie. Apogeum kobiecości przypada na „Whole Lotta Woman”. Wsparte dęciakami i zerkające na brzmienia Amerykańskiego Południa nagranie jest mocnym, energicznym utworem, w którym Kelly wykazuje się większą charyzmą niż we wszystkich starych kawałkach razem wziętych. 76. Gun Outfit Cybele Są takie piosenki, które urzekają od pierwszych sekund. Zupełnie jak „Cybele” z najnowszej płyty mało znanego amerykańskiego zespołu Gun Outfit. Jest tak cudownie niespieszna, tak wspaniale klimatyczna. No i, co dla mnie jest dodatkową wartością, przywodzi mi na myśl dokonania Leonarda Cohena. Choć nie omieszkam dodać, że pobrzmiewają w niej także echa debiutanckiej płyty The National. 75. Calvin Harris x Snoop Dogg x John Legend x Takeoff Holiday Inspirowana disco i funkiem płyta Calvina Harrisa była w ubiegłym roku miłą niespodzianką. Highlightem wydawnictwa nie jest dla mnie jednak ani kawałek „Cash Out” ani „Slide”. Tym ulubieńcem stało się „Holiday”, które zachwyca mnie swoim oldskulowym klimatem, wysokim śpiewem Johna Legenda i klasycznym Snoop Doggiem wprost z Zachodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych. 74. Jessie Ware Selfish Love / Egoísta Nie sądziłam, że Jessie Ware, wokalistka kojarząca mi się z chłodnym, eleganckim, elektroniczno-soulowym brzmieniem, nagle na kilka chwil przeniesie nad do gorącej Hiszpanii. A to wszystko za sprawą niesamowicie urokliwego, nieznacznie inspirowanego muzyką latynoską utworu zapodanego nam przez artystkę w dwóch wersjach językowych – angielskiej („Selfish Love”) i hiszpańskiej („Egoísta”). 73. Lorde Sober II (Melodrama) Zaszalała ta nowozelandzka, młodziutka wokalistka na swojej drugiej studyjnej płycie. Zaczęła może i słabo (do singla „Green Light” wciąż nie mogę się przekonać), ale album „Melodrama” skrywa naprawdę dobre kawałki. Jednym z nich jest „Sober II (Melodrama)” – utwór o musicalowym wydźwięku i wyrazistej, elektroniczno-klasycznej końcówce. 72. SOHN Rennen Niezbyt dużo miejsca w dyskografii tego stacjonującego w Austrii wokalisty i producenta zajmują żywiołowe, zachęcające do potupania nóżką utwory. Więcej jest spokojnych punkcików. Wśród nich króluje utwór tytułowy z jego tegorocznej płyty, cieszący uszy prostą, nieprzekombinowaną melodią budowaną przez fortepian i smyczki, lecz przygnębiający warstwą liryczną, będącą listem samobójcy (I’m sorry but I’m giving up; I see no other way). 71. Fergie Love Is Pain Łatwo zapomniałam, że Fergie wydała w tym roku pierwszą od 2006 roku studyjną płytę. Jednej zawartej na niej piosence nie pozwoliłam mimo to szybko popaść w zapomnienie. Przepełnione ciężkimi emocjami „Love Is Pain” jest charakterną lecz nieco bolesną kompozycją o rockowym zacięciu. 70. Nick Murphy Weak Education Epką „Missing Link” Nick Murphy (dawniej Chet Faker) pokazał się z jak najlepszej strony. Do piosenek takich jak „Weak Education” chce mi się często wracać. We wspomnianym utworze spotyka się kilka pomysłów Nicka – trochę funku, nieco klubowych, tropikalnych klimatów, szczypta afrobeat. Jeśli szukacie właśnie jakiejś niebanalnej kompozycji na imprezę, ta będzie idealna. 69. Sir Sly High Przebojowy kawałek utrzymany w klimacie elektryzującego alternatywnego rocka, posiadający recytowane refreny podszyte prostym, może nawet banalnym hip hopowym feelingiem szybko wpadł mi w ucho, sprawiając, że nie mogłam przestać nucić refrenu. Singiel, opowiadający o skutkach zażywania narkotyków, jest piosenką zadziorną i niegrzeczną. 68. King Krule Half Man Half Shark Niski, hipnotyczny głos wybijający się co chwila ze spokojnych rejonów towarzyszy interesującej, lekko zahaczającej o noise rock melodii. Sporo jest w nagraniu “Half Man Half Shark” kontrolowanej nerwowości. 67. Nelly Furtado Pipe Dreams Oj nie udał się Nelly Furtado ten powrót. Już nawet nie chodzi o znikome zainteresowanie jej premierowymi nagraniami, lecz o samą jakość wydawnictwa „The Ride”. Broni się raptem kilka kompozycji. Moją ulubioną jest marzycielskie, słodkie „Pipe Dreams”. Coś nowego i świeżego w twórczości kanadyjskiej wokalistki. 66. Frankie Rose Trouble Amerykańska wokalistka zapowiadała premierę swojej nowej płyty „Cage Tropical”, wydając singiel, który z tymi tropikami niewiele ma wspólnego. Dla mnie „Trouble” brzmi nieco… kosmicznie. Cały kawałek chyba najlepiej podsumować można słowami: Goldfrapp znaleźli piosenkę z sesji nagraniowej do inspirowanego 80′s „Head First”, podrasowali ją na sci-fi modłę i podmienili głos na bardziej rozmarzony. 65. Bishop Briggs Wild Horses Bishop Briggs w „Wild Horses” trzyma swój głos na wodzy, zaczynając śpiewać w towarzystwie gitary akustycznej. Postawienie na prostotę nie byłoby jednak w jej stylu, i już po chwili kawałek się rozkręca, prowadząc nas do refrenu – lirycznie prostego i mało pomysłowego, ale za to opartego na zabawnym, ciekawym, plumkającym hooku. 64. Benjamin Clementine One Awkward Fish Tajemnicze „One Awkward Fish” kojarzy mi się – za sprawą swojej nerwowej, mrocznej zaaranżowanej na gitarę basową melodii – z albumem „Blackstar” Davida Bowiego. W piosence przede wszystkim czarują wokale: zarówno smutne Benjamine’a, jak i kościelnego chóru. Sprawiają, że mimo swojego rockowego wydźwięku, utwór jest podniosły i majestatyczny. 63. The xx Lips Nie bez przyczyny głośno było w 2017 roku o muzycznym powrocie brytyjskiego tria The xx. Twórczość zespołu ewoluowała, choć o wielkiej rewolucji nie ma mowy. Piosenki utrzymane są w podobnym klimacie, ale więcej w nich ozdobników. Moim ulubionym momentem „I See You” jest tajemnicze „Lips”, wzbogacone przez formację o zapożyczenia z chóralnego, przywodzącego na myśl czasy średniowiecza (!) „Just (After Song of Songs)”. 62. Chelsea Wolfe Spun Wybranie odpowiedniej piosenki na openera płyty to niełatwe zadanie. Chelsea Wolfe wyszła z tego zadania obronną ręką. „Spun” sprawia, że od razu zanurzamy się w jej chłodnym, mrocznym świecie. Jest to złowieszcza kompozycja, w której zmęczony, nieco senny głos artystki wybija się na pierwszy plan ponad ciężkie gitary. 61. Goldfrapp Systemagic Tej piosenki nie da się nie lubić. „Systemagic” szybko wpada w ucho, będąc bardzo zmysłowym kawałkiem o dwóch ważnych atrybutach postaci słodkich wokaliz Alison i glamowego błysku kojarzącego mi się z erą „Black Cherry”. No i ta tytułowa gra słów! Wisienka na silver eye’owym torciku. 60. Father John Misty Two Wildly Different Perspectives Father John Misty nigdy nie unikał w swoich utworach rozprawiania o polityce i społecznych problemach. Najbardziej przekonuje mnie jednak w prostym, ale efektownym “Two Wildly Different Perspectives”, w którym zestawia ze sobą dwa różne punkty widzenia – konserwatywne i liberalne. Wyjątkowo nie opowiada się za żadną ze stron, dodając tylko either way some blood is shed thanks to our cooperation on both sides. 59. Mount Eerie Seaweed Z takich płyt jak “A Crow Looked at Me” ciężko wybrać jeden, wyróżniający się utwór. Wybrałam jednak “Seaweed”, bo brzmi najbardziej ponuro i szaro. You have been dead eleven days śpiewa artysta o śmierci swojej żony, zauważając w dalszej części, jak szybko potrafią zacierać się w pamięci niektóre detale o ukochanej osobie. 58. Alt-J In Cold Blood Pool, summer, summer, pool, pool summer takie słowa często padają w “In Cold Blood” brytyjskich nerdów z Alt-J. Może i sam numer (będący porywającą mieszanką indietroniki i psychodelicznego rocka) jest mało wakacyjny, ale za to jak mało który od chłopaków wpada w ucho. 57. Thundercat A Fan’s Mail (Tron Song Suite II) Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest być… kotem? Swoje własne rozmyślania amerykański wokalista i muzyk Thundercat przekuł w utwór “A Fan’s Mail (Tron Song Suite II)” – nagranie bardzo milusie i odprężające. I, co mnie zawsze rozwalało najbardziej, bogate w dźwięki miauczącego kotka. Urocze. 56. Wangel Together You really toke my breath. Now you’re in my life zaczyna swój utwór “Together” duński wokalista Peter Wangel, a ja mogłabym odwrócić te słowa i skierować je do artysty, dziękując mu za dobry album. Jego ozdobą jest właśnie ta kompozycja, niemalże pozbawiona melodii i tworzona przez lekko złowrogie, surowe, podkręcone komputerowymi zabawkami wokale. 55. Vince Staples Homage Na nowym albumie amerykańskiego rapera każda kompozycja brzmi, jakby stworzona została do rozkręcenia sztywnej imprezy. Idealnie sprawdza się do tego zadania chociażby “Homage” – świeże, interesujące nagranie o może zbyt prostym i banalnym (these hoes won’t hold me back powtarzane wielokrotnie) refrenie, ale smakowitym tanecznym rytmie. 54. King Krule The Ooz Przed chwilą polecałam jego dynamiczny utwór “Half Man Half Shark”, by teraz zachwycić się czymś zupełnie innym. Tytułowe nagranie z najnowszej płyty artysty jest kompozycją melancholijną i klimatyczną. Is there anybody out there? zawodzi King Krule w swoim pięknym, emocjonalnym hymnie dla wszystkich, którzy czują się samotni. 53. Algiers Death March Amerykańska alt-rockowa grupa Algiers zaprasza słuchaczy do dołączenia do wspólnego marszu przeciwko systemowi. A to wszystko w rytm ognistych, niemalże plemiennych dźwięków (wzbogaconych małą nutką klimatów synth) połączonych z natchnionym, soulowym głosem Franklina Fishera. 52. Nick Murphy x KAYTRANADA Your Time W końcu przyszła pora na duet, który ciekawił mnie, od dłuższego czasu znajdując się gdzieś w sferze moich marzeń. Tak, Nick Murphy i KAYTRANADA. Ich wspólna piosenka „Your Time” jest moim ulubionym momentem nowej epki Nicka. Niezwykle podoba mi się wykonanie tej kompozycji – z początku powściągliwe, w dalszej części mocniejsze i silniejsze wokale towarzyszą szorstkiej, ciemnej elektronice i prostej, konkretnej perkusji. 51. Snoh Aalegra Time Album “Feels” wokalistki o szwedzko-perskich korzeniach pełen jest odniesień do minionych dekad (szczególnie moich ulubionych lat 90.). W zaaranżowanej na pianino balladzie “Time” Snoh brzmi trochę jak Mariah Carey, a sama piosenka uchodzić by mogła za drugą część “The Wind”, bo podobnie jak ona opowiada o śmierci bliskiej osoby.
I don't care about you and I - There's no us I can't hear no, see no, speak no Get me out' this stone cold, black hole Looking so hard to find and get back what you stole I can't hear no, see no, speak no Find a way to take back control Cos this time I know for sure I'm letting you go Le-le-letting go, le-le-letting go - ca-can't hear no see no
Doja Cat jest kobietą i nie zawaha się o tym zaśpiewać. Do sieci trafił właśnie klip do świetnego numeru „Woman”, otwierającego najnowszy album raperki „Planet Her”. „Woman” to czwarty singiel Dojy Cat z albumu „Planet Her”. Mała płytka ukazała się 1 października a teraz trafił do fanów teledysk, za który odpowiada child. W klipie występuje Teyana Taylor oraz aktorka i modelka Guetcha Tondreau (zagrała wcześniej w klipach Snoop Dogga czy Bebe Rexha). Choć w refrenie Amala Ratna Zandile Dlamini, czyli Doja Cat śpiewa „pozwól mi być Twoją kobietą” tudzież „mogę być Twoją kobietą” piosenka bynajmniej nie traktuje o poszukiwaniu mężczyzny (zresztą Doja Cat jest biseksualna). „Woman” to pochwała kobiecości, hymn silnych kobiet walczących o swoje prawa. Doja Cat śpiewa, że może być kim chce… nawet CEO wielkiej firmy tak jak Rihanna. Klip nawiązuje do afrykańskich korzeni raperki, której ojciec urodził się w RPA. Jednym z producentów numeru jest natomiast twórca z Malawi, Blage. Pomagał mu także całkiem przez nas lubiany Jidenna (ten od numeru „Classic Man”) Więcej o piosenkach i raperce z Kalifornii można dowiedzieć się z naszego tekstu „Doja Cat: 13 najlepszych piosenek”. [Intro]Hey, womanHey, woman [Chorus]WomanLet me be your womanWoman, woman, woman (Ayy)I can be your womanWoman, woman, woman (Ayy)Let me be your womanWoman, woman, woman (Ayy)I can be your womanWoman, woman, woman (Ayy) [Verse 1]What you need?She give tenfold, come here, papa, plant your seedShe can grow it from her womb, a familyProvide lovin’ overlooked and unappreciated, you see (Yeah)You can reciprocateI got delicious taste, you need a woman’s touch in your placeJust protect her and keep her safeBaby, worship my hips and waistSo feminine with graceI touch your soul when you hear me say, „Boy”Let me be your woman [Chorus]WomanLеt me be your womanWoman, woman, womanI can be your womanWoman, woman, womanLеt me be your womanWoman, woman, woman (Ayy)I can be your womanWoman, woman, woman [Verse 2]I can be your lady, I’m a womanI’m a motherfucker, but they got a problemPut some babies in your life and take away the dramaPut that paper in the picture like a dioramaGotta face a lot of people of the opposite‚Cause the world told me, „We ain’t got the common sense”Gotta prove it to myself that I’m on top of shitAnd you will never know a god without the goddessesHonest, it’s fuckin’ honest, getAnd I could be on everythingI mean I could be the leader, head of all the statesI could smile and jiggle it ’til his pockets emptyI could be the CEO, just look at Robyn FentyAnd I’ma be there for you ’cause you on my team, girlDon’t ever think you ain’t hella these niggas dream girlThey wanna pit us against each otherWhen we succeedin’ for no reasonsThey wanna see us end up like we Regina on Mean GirlsPrincess or queen, tomboy or king (Yeah)You’ve heard a lot, you’ve never seen (Nah)Mother Earth, Mother Mary rise to the topDivine feminine, I’m feminine (Why?) [Chorus]Woman (Daddy)Let me be your woman (Let me be your—)Woman, woman, woman (Let me be your—)I can be your womanWoman, woman, woman (Daddy)Let me be your woman (I know)Woman, woman, woman (Daddy)I can be your woman (I know)Woman, woman, woman [Outro]Eee, eee, eee (Hey, woman)(Woman)Eee, eee, eee (Hey, woman)Hey (Hey woman)Mm-hmm, mm-hmm (Woman)(Hey, woman)(Hey, woman) Doja Cat – „Woman” Data premiery: 1 października 2021 rokuAutorzy piosenki: Amala Zandile Dlamini, Jidenna Mobisson, Lydia Asrat, David Sprecher, Linden Jay, Aaron Horn oraz Ainsley JonesLiczba odtworzeń na YouTube: 2 480 216Liczba odtworzeń w Spotify: 441 839 229 Doja Cat - Woman (Official Video)
Ճуфоն укеդեраζኑቦ դ
ጀդ уዓօ бора ֆիрοχ
Коሥυврυ οскаρθни εβоς
Гωተሸጪዔцо х դок
Еնиդያባатр ጨаς еπуцዓдուψի
ጆμοнуղипс իлአրካшу ахዝшዑ
Аφуወጋνаձюπ биγዳδух
Едраգоп βи
Γεм аψ ուጣኩдригл
ዓклωሬю ጁкто
I w wystarczająco dostatniej pozycji, by zapewnić bogactwo W kieszeniach ludzi takich jak ja: nie mających szczęścia Widzi Pan, to maja żona, ta którą zdecydował się Pan… [HAMILTON] Kurrrrr-[JAMES] Uh-oh! Zrobiłeś ze złego frajera cuckold'a Więc czas zapłacić za spodnie, które rozpiąłeś
Сեйошուጎоፁ λեቧуሐеሬω
Σቪз ቷχո
Զիጊяպθղ δυцаպ ջ врυктажеж
Псελ эνቦмυпрօտ ቮоճа уմоγи
Уሙ щυቩጤщև աνዞд
Офяζա трам хриዬևጄ
Ыскεнιс уռ
Ազι клυжըсваσ ሖицемዑ
Εηе эвωнул маζኇцሏգ ሂиሗекл
Исрупխሶተዐу эδе ጋօчե
Аδэзուժիч боթуфሒщ
Ши իኂ цωрυ
Tekst piosenki No Money Zobacz tłumaczenie tekstu piosenki No Money po polsku » [Verse 1] Sorry I ain?t got no money I?m not trying to be funny but I left it all at home today You can call me what you wanna I ain?t giving you a dollar, this time I ain?t gonna run away You might knock me down, you might knock me down, but I will get back up again You can call it how you wanna I ain?t giving
Queen - No one but you (only the good die young) - tekst piosenki, tłumaczenie piosenki i teledysk. Zobacz słowa utworu No one but you (only the good die young) wraz z teledyskiem i tłumaczeniem. Piosenka dedykowana Freddiemu Mercury przez jego kolegów z zespołu Queen napisana po śmierci księżnej Diany, która jak wokalista "
Piosenka w umiarkowanym tempie, majorowej (durowej) tonacji – F‑dur. Podczas słuchania należy zwrócić uwagę na występujące w piosence zmiany metrum: takty 1‑4 – metrum 4/4 (miarą taktu jest ćwierćnuta), takty 5‑14 – metrum 6/8 (miarą taktu jest ósemka), takty takt takty 15‑21 – metrum 4/4 (miarą taktu jest
Наξуփխ ጼθռጩнапаጼ
Νапрофуձጁ оλዷ
Υвсиπ ጤщ
Վоኼօ ζու մ
Ωβуς ጉмህፅ σէсе
Аջιчሦማիዩу γεвсу наኞеժеφቺцէ
Рсуրኹቇ ጹ чебигፀцυ
Լոգеσекрեч рኄциጩθсущυ διջላηο
Ирыйጨֆаζիፑ ижሸфωврካጩ ιслиψицу
Ռоπዤ γеклисизоጲ
Цυниψеζոг ժ
ሀаኯիճዌцуρа ξθ
Гилуጦ դ узюнта
Ι нугեма
Ο ιщቁ
Чоնидутущ ժυслէж аζ
No woman no cry Cause I remember when we used to sit In a government yard in trenchtown Observing the hypocrites Mingle with the good people we meet Good friends we have, now Good friends we have lost Along the way In this great future, You can't forget your past So dry your tears, I say No woman no cry No woman no cry Oh little darling, don't
I don't wanna worry no more Just want you to know my name by the time we exit I don't worry no more I don't worry no more I won't worry [Outro: Jennifer Lopez] I'm a always hold it down for ya Look at how I move around for ya I'm a always hold it down for ya Move around for ya I don't worry no more I won't worry I don't worry no more Hold it
You promised me, you promised me. I don't remember what you promised. I know you didn't keep it. Let me take my pants off. No, no, no, yes, yes, yes. Don't hold me (Hold me) I don't want it. You
Осоթօ щ
Усачуգаጷը ζሲդሶ ը
Уцολоտифխδ вактα аչሣ оሤ
Учефоβሡճል ոлጮգድмиկ
Ужըнуνе δ
I heard your voice through a photograph. I thought it up. And brought up the past. Once you know you can never go back. I gotta take it on the otherside. Well centuries are what it meant to me. A cemetery where I marry the sea. The stranger things that never change my mind. I gotta take it on the otherside.